23 lipca 2012

Chapter 7

Zachowanie Sergia było naprawdę nieznośne, to jak obnosił się z flirtowaniem z nową „przejściową” dziewczyną powodowało u mnie odruch wymiotny. Marcelo natomiast nie złapał żadnego kontaktu z piłkarzami. Jak kiedyś wspominał był raczej kibicem Realu Madryt, ale to nie zmieniało faktu, że nie dogadywał się z nimi jak facet z facetem. Było to trochę dziwne, ale jakoś mnie to nie interesowało. Fernando przez całe popołudnie niańczył dzieciaki, które przyszły z rodzicami m.in. dzieci Daniego Alves’a, dziewczynki Davida Villi, Dylana synka Valdes’a i córeczkę Pinto. Uzbierała się całkiem spora gromadka, która zajęła się lepieniem babek z piasku i wchodzeniem na głowę wujkowi Llorente. To był naprawdę cudowny widok.
Leżałam na ręczniku obok Ramony i Puyol’a, którzy zagadywali mnie przeróżnymi tematami. Nie nudziłam się, a to było najważniejsze, bo całodzienne plażowanie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdybym nie mogła się do nikogo odezwać choć krótkim zdaniem.
Pod wieczór dzieciaki opuściły plażę ze swoimi rodzicami (którzy później wrócili sami) i na polu bitwy zostali tylko najtwardsi imprezowicze. Alkohol oczywiście lał się strumieniami i większość z chłopaków nie miała nawet sił by podnieść się z piasku i przenieść na ręcznik.
- Catalina, kochanie… - usłyszałam obok siebie głos Pique, który popchnął Puyol’a i zajął jego miejsce. – Jesteś głodna?
- Odrobinkę. – odpowiedziałam nie otwierając oczu, próbując wyłapać ostatnie promyki słoneczne tego dnia.
- To skoczymy gdzieś? Znam fajną restaurację w okolicy.
- Jasne, czemu nie. – podniosłam się na łokciach i zauważyłam podchodzącego do nas Llorente. – Pozbyłeś się dzieciaków?
- Tak. Wymęczyły mnie niesamowicie.
- Nie narzekaj, lwiątko. Przecież uwielbiasz dzieci. – wtrącił Gerard podnosząc się z ręcznika.
- Przecież nie powiedziałem, że tak nie jest. – przedrzeźnił go śmiejąc się pod nosem.
- Dobra. Spadamy coś zjeść. Idziesz z nami? – blondyn ochoczo przytaknął głową. Wszyscy chłopacy wyglądali jak z katalogu bielizny najlepszych projektantów mody. Ich klatki piersiowe ujawniały każdy pięknie wyrzeźbiony mięsień, a te plecy! Nie wiem dlaczego, ale zawsze zwracam uwagę na plecy facetów. To jakiś fetysz?
Założyłam sukienkę, mimo sprzeciwów chłopaków, którzy chcieliby chyba, żebym poszła na kolację w samym stroju kąpielowym… najlepiej to bez, ale w sumie lepszy strój niż kombinezon narciarski.
- Wracamy potem na plażę czy uderzamy do jakiegoś klubu? – zamówiliśmy coś do jedzenia u jednej z kelnerek i cierpliwie czekaliśmy, aż je otrzymamy.
- W sumie możemy, ale muszę się przed tym przebrać. Chyba nie wyobrażasz sobie, że pójdę w plażowej sukience na imprezę. – Geri przewrócił tylko oczami w odpowiedzi. – Tak, więc jeśli teleportujesz mnie jakoś do mojego mieszkania i dasz mi z piętnaście minut, to mogę iść.
- Ok., przyjechałem samochodem na Barcelonetę, więc podwiozę Cię gdzie zechcesz. – odpowiedział mi od razu.
- Geri, nie odpowiedziałeś mi w końcu na moje pytanie. – blond włosy włączył się do rozmowy.
- Nie ma o czym gadać. – wielkolud próbował go uciszyć zezując wzrokiem, co oczywiście nie uszło mojej uwadze.
- O czym gadacie?
- O randce Gerarda. – na słowa „greckiego Boga” Llorente rozszerzyłam szeroko oczy.
- Nie ma o czym gadać. – Geri powtórzył po raz kolejny to samo zdanie nie odwracając wzroku od kieliszka z winem.
- Gerard! – uniosłam ton głosu, ale nie za bardzo, żeby nie zwrócić na siebie uwagi gości restauracji. – Masz przede mną jakieś tajemnice? Kochanie, przede mną?! – to zdanie zawsze działało i to na wszystkich bez wyjątku.
- Ale to tylko trzy… cztery niewinne randki. Nawet nie wiem czy jestem w jej typie.
- O stary… jesteś i to bardzo! – zarechotał Fernando, ale widząc wzrok przyjaciela momentalnie spoważniał.
- Kim jest ta szczęściara? – złapałam Pique za rękę i próbowałam użyć siły perswazji. – No powiedz, proszę. Jesteś moim przyjacielem, a przyjaciele powinni mówić sobie o takich rzeczach.
- Shakira. – odpowiedział natychmiast.
- Ta Shakira? Shakira, Shakira?! – nie mogłam uwierzyć, ale Llorente kiwnął twierdząco głową wyręczając przyjaciela odpowiedzią. – Czemu mi nie powiedziałeś?!
- Bo nie wiem co z tego wyniknie. Shakira jest wspaniała i całkowicie się w niej zauroczyłem, ale nie wiem co ona myśli o mnie! Nie mogę się jej tak po prostu narzucać… ona jest międzynarodową gwiazdą pop, a ja…?
- Międzynarodowej klasy piłkarzem, który gra w najlepszym klubie świata i ma miliony fanów na całym świecie? – dokończyłam za niego. – Poznasz mnie z nią? – wyszczerzyłam się próbując jakoś załagodzić sytuację.
- Jasne… Ma teraz trasę koncertową i zobaczę się z nią dopiero za dwa tygodnie.
- Biedny… Ty faktycznie jesteś zakochany. – poklepałam go po ramieniu.
- Nie zakochany, tylko zauroczony. – poprawił mnie. – Wiecie… taka jest kolej rzeczy, że w końcu i mnie… wiecznego Casanovę ktoś usidli. – wymieniłam się z Llorente krótkim spojrzeniem i oboje naraz wybuchliśmy śmiechem.
- „Wiecznego Casanovę”? Nie miałeś znów tyle dziewczyn! – puściłam mu oczko.
- Dobra koniec tego tematu, pani detektyw. Wracamy na plażę i ostro imprezujemy!
- Miałeś mnie przecież podwieźć do domu! Chcę się przebrać.
- To ja Cię odwiozę, a Pique niech wraca. I tak miałem skoczyć do jego mieszkania się przebrać, więc zabiorę Cię po drodze. – zaproponował Fernando. Kiwnęłam głową i nawet nie zwracałam uwagi na zaczepki Geriego, który podśpiewywał sobie pod nosem: „Cate i Fernando… zakochana para”. Tak, to było bardzo dziecinne zachowanie z jego strony i takie żenujące!

Llorente zaprowadził mnie do swojego porschaka, którego zaparkował obok samochodu Gerarda i zawiózł mnie bezpośrednio pod moją kamienicę, którą miał już okazję podziwiać od zewnątrz.
Miał się przebrać w mieszkaniu Gerarda i przyjechać po mnie za pół godziny. Odpowiadało mi to, bo nie chciałam maszerować przez pół Barcelony tylko i wyłącznie po to by zobaczyć nawalonych w trzy dupy piłkarzy.
Jak najnormalniejsza na świecie kobieta nie miałam pojęcia co na siebie  założyć i nim w oczy rzuciła mi się czerwona sukienka, minęło dobre pięć minut. Była śliczna, odpowiednio długa (sięgała do połowy ud, nie wyglądała przy tym na wulgarną), perfekcyjnie skrojona i dopasowana do mojej figury. Nie założyłam pod nią biustonosza, bo nie chciałam mieć dziesięciu tysięcy ramiączek, co podkręcało jeszcze bardziej mój wygląd, ale nie wyglądałam jak prostytutka: to najważniejsze. Włosy rozpuściłam i lekko wyprostowałam. Kiedy umalowałam się, musiałam zając się szukaniem drugiej beżowej szpilki po całym mieszkaniu, która jakimś sposobem zapadła się pod ziemię. Wiem, że na plaży nie da rady chodzić się w szpilkach, ale nie zamierzałam nigdzie się oddalać, a przy barze wyścielono podłoże deskami, po których mogłam swobodnie spacerować. Gdyby jednak zachciało mi się tańczyć, to bez problemu mogłam je zdjąć i zapierdzielać na bosaka.
Fernando miał na sobie koszulę w drobną granatowo-białą kratkę i dżinsy, które leżały na nim idealnie. Czy on zawsze musi wyglądać jak model? Eh. Uśmiechnął się na mój widok i otworzył mi drzwi do swojego samochodu. Jechaliśmy w zupełnej ciszy, co chwilę wymieniając się tylko krótkimi spojrzeniami.
Gdy dotarliśmy na miejsce zabawa trwała w najlepsze. Tak jak prognozowałam wcześniej, większość piłkarzy leżała gdzieś pijana, a reszta skakała w rytm piosenki Pitbulla.
Usiedliśmy razem przy barze i obserwowaliśmy poczynania naszych przyjaciół. Co chwilę, któryś się przewracał, więc opiekuńczy Fernando musiał ich odprowadzać w bezpieczne miejsce do strefy ze stolikami.
Zamówiłam Martini i wypatrywałam Ramony, która opuściła plażę chwilę przede mną ze swoim chłopakiem Carlosem. Miała wrócić jak najszybciej się dało i przedstawić mnie swojemu „księciu”.
- No wreszcie jesteście! – Ramona usiadła obok mnie na krzesełku barowym, ciągle trzymając za rękę niewysokiego szatyna.
- To jest Carlos, o którym Ci opowiadałam milion razy. – uśmiechnęła się szeroko.
- Miło mi Cię poznać. – uścisnęliśmy sobie ręce i wymieniliśmy uśmiechy. – Pięknie wyglądasz, Ramona. Cudna sukienka!
- Dziękuję, Ty również! Wszyscy faceci ciągle się w Ciebie wpatrują! – machnęłam tylko ręką i zaśmiałam się głośno. – Np. Fernando. On jest naprawdę słodziutki!
- Kochanie, nie zapominasz czasami, że stoję tuż obok Ciebie? – zapytał Carlos.
- No wiesz o co mi chodzi! Próbuję zeswatać Catalinę! – zaniepokoiły mnie słowa przyjaciółki, bo pamiętam jak mi opowiadała jak zeswatała swoją siostrę z jej obecnym mężem. – Ale… no proszę, proszę. Nasz ukochany Sergio też nie może oderwać od Ciebie wzroku. – zaśmiała się. – Czy on czasami nie miał dziewczyny?
- Busi? Chodzi Ci o tą biedną blondynkę, z którą go wcześniej widzieliśmy? Pewnie już się jej pozbył. – westchnęłam i podążyłam za wzrokiem Ramony, która obserwowała bacznie poczynania Sergia. Gdy nasze wzroki się napotkały, szybko odwróciłam wzrok i pokiwałam przecząco głową jakbym chciała się pozbyć tego natręta ze swoich myśli.
- Dobra, idziemy tańczyć. – zaalarmował Carlos i porwał swoją ukochaną do tańca. Nim się spostrzegłam usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos, który próbowałam nienawidzić jak tylko mogłam, ale nie zawsze mi się do udawało.
- Wyglądasz… czarująco. – brunet mówił to wszystkim napotkanym dziewczynom, a mimo to czułam się naprawdę wyjątkowo. To było naprawdę głupie z mojej strony, ale nie mogłam powstrzymać swoich upiornych myśli. – Gdybym tylko mógł… - przerwał na chwilę i rozejrzał się dookoła czy ktoś go nie obserwuje. Przybliżył się tak, że opierał się o moje plecy, a jego usta dotykały mojego ucha. – Rzuciłbym Cię na bar i kochalibyśmy się do nieprzytomności.
Tego już było za wiele. Wiem, że chciał mnie wykorzystać jak każdą inną dziewczynę na całym Bożym świecie, ale nie musiał mi tego przypominać za każdym razem, gdy byliśmy sami. To zaczynało się robić przerażające.
Odepchnęłam go od siebie jak tylko mogłam i wróciłam do sączenia drinka. Usłyszałam cichy śmiech piłkarza i kątem oka zauważyłam jak odchodzi do wcześniej wspomnianej blondynki, które siedziała samotnie na piasku przy wyjściu.
- Jak się bawisz? – usłyszałam z drugiej strony głos Llorente. Podskoczyłam z przerażenia, bo nie spodziewałam się, że podejdzie. – Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć!
- Nic się nie stało. – uśmiechnęłam się. – Bardzo dobrze. Drinki są wyśmienite, muzyka porusza wszystkie zmysły, a ludzie jak ludzie… jak zwykle pijani do utraty sił.
- W takim razie… panno Morreno… - złapał mnie za rękę. – Muszę zapytać czy zechcesz ze mną zatańczyć?
- A co z tego będę miała? – chciałam się chwilę z nim podroczyć, bo doskonale wiedziałam, że jesteśmy bacznie obserwowani przez Busquetsa. Czy chciałam mu dać nauczkę? Może nie tyle, żeby był zazdrosny (bo on jest zazdrosny tylko siebie), ale chciałam, żeby zobaczył, że ktoś może go najnormalniej na świecie olać. Pokazać mu również, że istnieją mężczyźni (prócz niego), którzy są zdecydowanie bardziej męscy, przystojni i mają takie niebieskie oczy… Stop! Po prostu chciałam mu dać nauczkę.
Zdjęłam szpilki, które zostawiłam przy krześle i nie puszczając ręki Fernando, ruszyłam w kierunku tańczących ludzi. Blondyn był ode mnie sporo wyższy, zresztą przy moich stu sześćdziesięciu ośmiu centymetrach, wszyscy należeli do wielkoludów (a on miał prawie dwa metry!), więc abyśmy złapali równy rytm tańca musiał się trochę schylać, a nawet podciągać mnie do siebie ku górze. To było naprawdę urocze, kiedy łapał mnie za talię (bez żadnych podtekstów) i przyciągał mnie do siebie tak, że stałam na jego butach i opierał się czołem o moją głowę.
Nie musiałam spoglądać na Sergio, bo wiedziałam dobrze, że wpija w nas swój wzrok i nie spuszcza go nawet na sekundę. Miałam lekką satysfakcję, ale kiedy zauważyłam, że opuszcza plażę trzymając w ramionach blondynkę (inną niż przedtem), poczułam, że to wszystko nie ma sensu.
- Catalino. – blondyn opuścił mnie delikatnie na ziemię i spojrzał mi w oczy. – Wiem doskonale co robisz.
- Nie rozumiem. – odrzekłam momentalnie. Muzyka przeszkadzała nam spokojnie rozmawiać, więc pociągnęłam go za rękę z powrotem do baru. – Co się stało? – uśmiech Llorente całkowicie znikł, a na jego twarzy zagościł grymas.
- Myślisz, że nie wiem, że ciągle spoglądałaś na Sergio jak tańczyliśmy? Widziałem was wcześniej jak… rozmawialiście. Nie jestem głupi. – uśmiech z mojej twarzy również znikł i nic nie zapowiadało, żeby to kiedykolwiek miało się zmienić.
- Posłuchaj… - zaczęłam, ale piłkarz natychmiast mi przerwał.
- Lubię Cię… nadal Cię lubię. Myślałam, że Ty mnie też… - chciałam potwierdzić, ale nie dopuścił mnie do głosu. – Próbowałaś się odegrać na Busim… mną, a to nie jest fair w stosunku do niego… do mnie.
- Przepraszam. – spuściłam wzrok. Moja głupota doprowadziła do tego, że Fernando mnie znienawidził, choć sam tego nie przyznał.
- Nie chciałbym tego tak kończyć, bo myślę, że… zaczynało mi na Tobie zależeć. Wiem, że to głupie… po kilku dniach znajomości, ale… nie wiem. – oparł się obiema rękoma o bar i mówił przed siebie. – Kiedy się na coś zdecydujesz to daj mi znać. Nie chciałbym być tym… drugim.
Słowa Llorente ciągle dudniły w moich uszach i powracały niczym bumerang. Pocałował mnie bardzo delikatnie w policzek i odszedł do swoich kolegów. Próbowałam powstrzymać łzy, ale nie mogłam. Złapałam szpilki i wybiegłam z plaży jak najszybciej się dało.
Spieprzyłam sprawę. Zawodowo!

2 komentarze:

  1. Witam:)
    Wpadłam tu całkiem przypadkiem i.... spodobało mi się! Przeczytałam w sumie już chyba wszystko i mam prośbę: informuj mnie o nowościach, bo jestem ciekawa, w którą stronę się to rozwinie. A sposób faceta w jaki opisałaś Sergio jest mi dość bliski. xP

    Zapraszam również do mnie ;)
    Nat (20afellay.blog.onet.pl)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć. Chciałabym zaprosić Cię na mojego nowego bloga. 444-days-in-hell.blogspot.com/ Mam nadzieję, że przeczytasz i wyrazisz swoją opinię o prologu. Jest bardzo krótki. \ dasein.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń