1 września 2012

Chapter 11


Próba powrotu do normalnego życia po tak szalonym weekendzie była dla mnie katorgą. Nie mogłam skupić się na wykonywaniu swoich zadań, które opierały się tego dnia głównie na robieniu zastrzyków. Pacjenci byli wyrozumiali, do czasu, aż o mały włos nie pomyliłam strzykawek i prawie wbiłam wielgachną igłę w pupę młodego chłopaczka, który przyszedł tylko na szczepienie. Marcelo wysłał mnie na przymusową przerwę obiadową, podczas której dowiedziałam się m.in. że Ramona przyjęła oświadczyny swojego wieloletniego chłopaka.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. – nie umiałam pogodzić mieszanych uczuć, które we mnie buzowały. Byłam zdołowana z powodu śmierci dziadka, ale i szczęśliwa z powodu ślubu koleżanki z pracy.
- Wszystko się ułoży. – złapała mnie za dłoń i posłała mi szeroki uśmiech. Opowiedziałam jej co działo się w domu Dolores, a anegdotek miałam całą masę. Śmiech szatynki roznosił się po całym bufecie, ale kiedy opowiedziałam jej co wyczynił Sergio, całkowicie zrzedła jej mina. – Nie wierzę! Mówisz na poważnie?
- W tym przypadku jestem naprawdę poważna. Nie wiem czego on ode mnie chce, ale zachowuje się dziecinnie. Nazwał mnie puszczalską i wmówił, że spędziłam noc z Fernando. A on tylko dotrzymywał mi towarzystwa, wycierał policzki i służył za poduszkę.
- Co za cham. No toż to zabić to mało powiedziane! – zgodziłam się z nią bez żadnego „ale”. – Może on jest po prostu… zakochany?
- We mnie? – spojrzałam na nią spod byka. – Teraz to Ty przesadziłaś.
- Przepraszam, Cate. Na to wygląda… spójrz jak on się zachowuje! Jest powiedzmy zazdrosny o Fernando, wodzi za Tobą wzrokiem, a wiesz jacy są faceci… dokuczają, że niby się nie podoba dziewczyna itp., a w rzeczywistości do niej wzdychają.
- Nie mogę tego słuchać. – teatralnie zasłoniłam uszy dłońmi i zaczęłam nucić pod nosem.
- Mówię czysto teoretycznie. – próbowała użyć więcej argumentów na swoją korzyść, ale jej nie słuchałam. Kiedy do bufetu wszedł Marcelo odwróciłam głowę i westchnęłam głośno przypominając sobie naszą nieszczęsną „randkę”. – A Ty dalej to przeżywasz?
- Ciągle czuję się upokorzona.
- Słyszałam, że zerwał z tą panienką. – myślała, że tym zdaniem zrobi na mnie wrażenie, ale szybko się przekonała, że w ogóle mnie to nie interesuje.
- W czwartek ma się odbyć pogrzeb dziadka w Valencii. Jestem rozbita na samą myśl, że mam tam jechać, uczestniczyć w pogrzebie, a potem stypie. Rozmawiać z moją popieprzoną rodzinką, która pewnie będzie kłócić się o jego spadek.
- A miał sporo pieniędzy? – szatynka wtrąciła jakby nigdy nic.
- Miał dwie winiarnie: jedną na północy, a drugą na południu. To chyba dość opłacalne, bo pamiętam, że jego dom był zjawiskowy. Zawsze kupował mi drogie zabawki i był hojny. Ale nie rozmawiajmy na ten temat, błagam Cię.
- Przepraszam. – zaniosłyśmy puste talerze do okienka ze zwrotem naczyń i wróciłyśmy na oddział.
Resztę dyżuru spędziłam w towarzystwie Ramony, która asystowała we wszystkich zabiegach. Wiedziałam doskonale, że to za sprawką Marcelo, ale nie śmiałam jej przeganiać. Bawiłyśmy się naprawdę świetnie.

Moje pojawienie się na Ciutat Esportiva wywołało lekkie zamieszanie, które podjudzał Sergio. Uraczył swoich kumpli arcyzabawną historią o tym jak spędziłam noc z Llorente, który następnego dnia jakby nigdy nic uderzył go w nos (stąd plastry. Nie, nos nie był złamany).
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – podeszłam do murawy z założonymi na piersiach rękami. Sergio zaśmiał się pod nosem i pomachał mi z nieukrywaną dozą ironii, która aż raziła mnie w oczy. – W takim razie ja coś powiem. Tak dla Twojej świadomości: z soboty na niedzielę zmarł mój dziadek, do którego byłam bardzo przywiązana. Fernando był na tyle miły, że zgodził się spędzić ze mną czas, ponieważ byłam w wielkim dołku. A teraz wracaj do kopania piłki, chamie. – uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam i ostentacyjnie wyszłam zostawiając chłopaków w niemałym osłupieniu. Wszystkie rozmowy ucichły, a oczy zwróciły się na Sergio, który po raz pierwszy zaniemówił. Miałam taką satysfakcję, że wychodząc z kompleksu sportowego Barcelony uśmiechałam się do przechodniów jak głupia. 1:0 dla Cataliny.
Gerard bardzo chciał mi towarzyszyć na pogrzebie dziadka, ale został powołany na mecz z Realem, który rozpoczynał nowe Gran Derbi. Nie mogłam go poprosić, żeby jechał, bo wiedziałam doskonale, że byłby to dla niego naprawdę wielki cios. Jako ochotnik na mojego towarzysza zgłosił się niezawodny Fernando, który miał ostatni tydzień urlopu i postanowił go spędzić w Barcelonie. Nie zmuszałam go do niczego, można powiedzieć, że to on zmusił mnie do tego, żebym go zabrała. Byłam mu za to wdzięczna.
- Naprawdę nie musisz tego robić. – zniosłam na dół moją walizkę i podeszłam do lśniącego czarnego BMW, w którym od kilku minut czekał na mnie Llorente ubrany w idealnie wykrojony czarny garnitur, krawat w tym samym kolorze i grafitową koszulę. Ja natomiast miałam na sobie czarną sukienkę do kolan, która była bardzo dopasowana. Lubiłam takie sukienki, w nich czułam się najbardziej komfortowo. Troszeczkę przeszkadzały mi wysokie szpilki, które postanowiłam zdjąć zaraz po wejściu do auta.
- Wiem, że to dla Ciebie ciężkie i chcę Ci pomóc jakoś to przetrwać. – posłał mi uśmiech. Wyszedł z auta, więc miałam okazję go szturchnąć w ramię. – Ał! Za co?
- Za całokształt! – w między czasie gdy ja o mały włos nie zarysowałam karoserii terenowej bryki jak z pierwszej strony katalogu, blondyn włożył do bagażnika moją podręczną walizkę. Nie wiedziałam czy zostanę na noc, więc wolałam się ubezpieczyć w razie gdyby zmusiła mnie do tego mama lub babcia. Wskoczyłam na miejsce pasażera i zapięłam pasy. Samochód był bardzo nowoczesny i przytulny. Mogłabym w nim zajechać nawet do Chin i prawdopodobnie bym tego nie poczuła.
Podczas trzygodzinnej drogi poruszyliśmy każdy możliwy temat: począwszy od elementarza, a kończąc na prokreacji jaszczurki plamistej. To był miło spędzony czas, bo żadne z nas nie było przymuszone do gadania, po prostu rozmawialiśmy… jakbyśmy znali się od lat.
Przed rezydencją dziadka, która znajdowała się na obrzeżach Valencii stało kilkadziesiąt samochodów (prawdopodobnie droższych nie miał kto wynaleźć). Lśniące cacko Fernando idealnie wpisywało się w obowiązujące standardy mojej rodziny.
- Uważaj jak zaczniesz ich poznawać. Po kilku chwilach oszalejesz. – szepnęłam, kiedy wyszliśmy i skierowaliśmy się do wejścia. – Tylko pamiętaj! – zwróciłam się do niego przodem, łapiąc go za ramiona. – Nie opowiadaj żadnych żartów, moja rodzina tego nie znosi. Do połowy w ogóle się nie odzywaj, potem pokażę Ci do których, a do reszty miej dystans. Tylko moi rodzice są tak naprawdę w porządku, a no i jeszcze moja kuzynka Dolores. Reszta to świry.
 -Ok. – widziałam lekkie przerażenie, które pojawiło się w jego spojrzeniu, ale po  chwili uśmiechnął się pod nosem i złapał mnie pod rękę. Zaprowadziłam go do salonu, gdzie siedzieli wszyscy.
- Catalina! – jako pierwsza podeszła do mnie moja mama, która wyminęła slalomem wujków pijących whisky i palących śmierdzące cygara. – Mamy jeszcze godzinę do pogrzebu.
- Tak, wiem. Przyjechaliśmy za wcześnie. – mama zwróciła od razu uwagę na mojego towarzysza, który uścisnął jej dłoń i kulturalnie się przedstawił.
- Bardzo mi miło Cię poznać, Fernando. Żałuję, że w takich okolicznościach. – uśmiechnęła się do niego delikatnie. Zostawiła nas i wróciła do reszty.
- Chyba dobrze wypadłem? – szepnął w moim kierunku. Odpowiedziałam, że idealnie i zaprowadziłam go do stojącej z drugiej strony salonu Dolores.

Nienawidzę pogrzebów, zwłaszcza osób, które kocham. Fernando przez cały czas był przy mnie. Siedział w kościele tuż obok mnie i trzymał za rękę. Stał obok na cmentarzu i obejmował ramieniem, a kiedy zaczęło padać użyczył mi swojej marynarki. Był prawdziwym dżentelmenem, którzy w XXI wieku praktycznie są na wymarciu.
Po południu kiedy pożegnaliśmy dziadka na cmentarzu pojechaliśmy z powrotem do rezydencji. Babcia z pomocą mojej mamy zamówiła catering i kelnerów, którzy zajmowali się roznoszeniem przekąsek dla bufonowatych snobów z mojej rodziny.
- Nie mówiłaś, że masz tak liczną rodzinę. – denerwującą ciszę przerwał Fernando, który zaprowadził mnie na wolną kanapę z boku, z której mogliśmy spoglądać na całą moją familię.
- Nie pytałeś. – uśmiechnęłam się delikatnie. – Wiesz, nie ma się czym chwalić. Zaraz zaczną się kłócić i czar pierwszego dobrego wrażenia pryśnie.
- W każdej rodzinie jest tak. U mnie jeżeli wujek Joseph nie pokłóci się z kuzynem Juanem i ciotką Beatrice, to spotkanie rodzinne w ogóle nie ma sensu. – oparł się o oparcie kanapy tak, by móc na mnie spojrzeć. – Fajnie, że jesteś inna od swojej rodziny.
- Uznam to za najpiękniejszy komplement jaki usłyszałam w cały moim życiu. Nie jestem podobna do rodziny? Dziękuję! – Fernando podniósł do góry kąciki swoich ust. Gdyby nie jego towarzystwo, byłabym skazana na rozmowę z babcią na temat dziadka. To byłoby naprawdę bolesne, bo starałam się pozbierać do kupy i ogarnąć cały ten bałagan, który kołatał mi się w głowie.
- Zostajecie na noc? – podeszła do nas babcia. Usiadła między nami, mimo iż siedzieliśmy naprawdę blisko siebie. Wepchnęła swoje cztery litery i nie zamierzała nas zostawiać.
- Raczej nie. Do Barcelony są tylko trzy godziny drogi, więc szybko wrócimy. – odpowiedziałam.
- Nie pozwolę się wam tłuc po nocy. Pamiętasz o wujku Federico z Pampeluny? – oczywiście, że pamiętałam, bo przypominała mi o tym, w każdym możliwym momencie, z byle jakiej okazji i o każdej porze dnia i nocy. Kiedy opowiedziała swoją historię niczego nieświadomemu Fernando o wujku, który wracał do domu i zginął w wypadku samochodowy, zwróciła się do mnie. – Każę Marcie pościelić wam łóżko na górze.
- Babciu, naprawdę nie trzeba. Fernando jeździ bezpiecznie, możesz mu zaufać.
- Jemu ufam, ale nie ufam innym kierowcom. Zostajecie i koniec. – spojrzałam na blondyna, który chciał coś dodać, ale przeszkodziła mu babcia. – Będziecie spać w Twojej dawnej sypialni. Wstawiliśmy tam większe łóżko, więc spokojnie się pomieścicie. - jedyną reakcją, która przyszła mi do głowy było: WTF?! Jednakże postanowiłam się pohamować.
- Nie będziemy spać w jednym łóżku, nie jesteśmy parą. – babcia słysząc moje tłumaczenia kiwnęła tylko głową i z drobną pomocą Fernando podniosła się z kanapy. Kilka razy westchnęła „Ah Ci młodzi” i odeszła do wujostwa. – Przepraszam Cię za nią.
- Nie no, przecież jest urocza. – Fernando uśmiechnął się do mnie i przysunął bliżej, ponieważ przez babcię musiał oddalić się ode mnie o jakieś pół metra.
- Znajdę Ci wolny pokój, więc nie musisz się przejmować, że będziesz musiał ze mną dzielić łóżko.
- Przecież już spaliśmy razem. – puścił mi oczko. Spuściłam wzrok, ponieważ mało brakowało, a rzuciłabym się na niego nie zważając na obecność mojej rodziny. Miałam straszną ochotę go pocałować! To było na wyciągnięcie ręki, a nie mogłam tego zrobić i to było w tym najkoszmarniejsze.
Zjedliśmy uroczystą kolację na tarasie z widokiem na morze. Okazało się, że większość z przybyłych postanowiła zostać na noc, więc chcąc nie chcąc musiałam dzielić pokój z Fernando. Nawet mama słysząc moje sprzeciwy odrzekła spokojnie: „nie jesteście dziećmi, a my żyjemy w XXI wieku”. To zdanie wywołało u mnie atak duszności, ponieważ znając jej radykalne podejście do pewnych spraw, nigdy bym się tego po niej nie spodziewała.
- Przepraszam Cię jeszcze raz za to. Na pewno miałeś inne plany i nie wziąłeś nic na zmianę. To wina rodziny Adamsów i naprawdę… przepraszam. – w drodze na górę próbowałam jeszcze przekonać babcię, że zostanie na noc to zły pomysł, ale nie chciała o tym nawet słyszeć. Marta (gosposia) przyniosła nam pościel, którą położyła na wielkim łóżku na środku pokoju. Moje dawne łóżko było o stokroć mniejsze, więc nikogo nie zdziwiłaby moja reakcja widząc je: „O ja, pierdziu”.
- Skoczę do auta. Mam tam podróżny zestaw w razie niespodziewanej podróży. Twoją walizkę też przyniosę przy okazji. – wybałuszyłam oczy. – No co? Jestem sportowcem i jestem wprost uzależniony od kosmetyczki. – zakryłam usta dłońmi, próbując nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Kiedy Fernando wyszedł, do mojego pokoju zakradła się Dolores.
- Wy… jesteście razem…? – jej gestykulacja przypominała reakcję Włocha na stwierdzenie, że spaghetti albo pizza powstała w Chinach (Mamma Mia!). Tak to idealne porównanie.
- Nie, nie jesteśmy. – zaprzeczyłam od razu.
- Serio? Śpicie w jednym łóżku, chodzicie za sobą krok w krok. Wow… jeżeli to nie jest to o czy myślę to naprawdę nie wiem.
- Mylisz się moja droga. – szatynka pomogła mi oblec pościel i rozradowana usiadła na stoliku obok.
- On jest taki piękny! Czemu ja nie mam szczęścia do TAKICH facetów?!
- Przestań już, ok.? A tak w gwoli ścisłości to nie będziemy spać w jednym łóżku. – rzuciłam poduszkę i koc na miękki dywan i uśmiechnęłam się perfidnie.
- Chyba nie zamierzasz spać na podłodze?
- Nie ja, tylko Fernando. – przewróciłam oczami. Jej reakcja była jak silnik, który nie chce się odpalić. Kiedy jednak to zrobi, to potem nie może przestać i trajkocze jak najęty.
- Jesteś podła! Tyle Ci powiem w tej sprawie… biedak przyjechał z Tobą, choć nie musiał, a Ty go wysyłasz na podłogę?
- Chcesz go przygarnąć? Bardzo chętnie Ci go oddam i mogę nawet dorzucić ten pokaźny telewizor, który wisi nad Tobą. – szatynka poruszała brwiami, ale szybko się otrząsnęła.
- Nie, nie, nie. Ja już dopilnuję, żebyście… Cześć Fernando! – zakończyła temat w tempie ekspresowym widząc w drzwiach piłkarza. Ten tylko uśmiechnął się na jej widok i udał się do łazienki obok. – Mieć takie ciacho w pokoju i… karygodne! Będziesz przeklęta na wieki jeżeli to zrobisz!
- Nie rozkręcaj się tak, Dolores. Wracaj do siebie, bo już późno. – dziewczyna zaśmiała się pod nosem i wybiegła w podskokach. Westchnęłam pod nosem i wyjęłam z walizki krótkie spodenki i podkoszulek, który miał posłużyć mi na piżamę. Chwyciłam do ręki kosmetyczkę i kiedy Fernando wyszedł z łazienki, mogłam do niej swobodnie wejść. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i przebrałam się w piżamę. Związałam włosy w kucyka, ponieważ denerwował mnie ten nieład na głowie i wyszłam gasząc za sobą światło w pomieszczeniu.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w drzwiach balkonowych stał Fernando (tak dla zobrazowania: bez koszulki, w bokserkach). Stał tyłem więc mogłam przez sekundę podziwiać jego wyrzeźbione plecy, ale kiedy się odwrócił i zobaczyłam klatę musiałam natychmiast usiąść, a że nie miałam niczego pod ręką, wylądowałam na ziemi.


Llorente w sezonie 2012/2013 w Barcelonie!?
Omomomomom *_______*


_______________________________
                                                                           
Cześć! Trochę nadrobiłam zaległości w pisaniu tego opowiadania i mam kilka rozdziałów z zanadrzu ;-) Hmm trochę zmieniłam zarys tego opowiadania, ale sens zostaje ten sam. Akcja się rozkręca co mnie osobiście się bardzo podoba!
Liczę na wasze szczere opinie w komentarzach :*
PS: powodzenia dla tych, którzy w poniedziałek wracają do szkoły! ;-) ja jestem w grupie szczęściarzy, którzy odpoczywają jeszcze przez miesiąc ;-)

13 komentarzy:

  1. RAJCIU! rozdział fantastyczny! gleba, Sergio :D
    pogrzeb, pogrzebem... normalnie jestem w szoku, że to takie niesamowite <3 i Fernando *_________________________*
    *zgon*

    buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. no no, Odcinek BOMBASTYCZNY! :D Już sobie nawet wyobraziłam minę Sergio! :D
    Ahh, Fernando i Catalina w jednym łóżku! A on w samych bokserkach, nie wierze *.*
    Czekam na kolejny, kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fernando jest taki opiekuńczy i troskliwy ech... i jeszcze taki przystojny! Nie dziwię się więc że Catalina wylądowała na podłodze hehe.. niech go nie wygania na podłogę! To podłe!;p czekam na następny:)

    Ziaba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama wylądowałabym na podłodze gdybym go zobaczyła! :D a co do podłości to troszeczkę można się podroczyć, prawda? ;>

      Usuń
  4. No i proszę w tym rozdziale sprawdza się i moja teoria zazdrosnego Sergio. Catlina ładnie mu wyśpiewała prawdę prosto w twarz. Musisz ich szybko pogodzić, bo szkoda tej długoletniej znajomości :)


    Co do Fernando to miło, że pojechał z nią na ten pogrzeb. No i babcia od razu uznała go za jej partnera :) Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah to było chyba łatwe do odgadnięcia ;-) ale rozdziały będą jeszcze bardziej pokręcone :P

      Usuń
  5. Dobra, dobra, ja wiem, że różnie to u facetów bywa z okazywaniem uczuć, ale Sergio chyba nie może być aż tak bardzo pokręcony, żeby zachowywać się w ten sposób z powodu... zakochania? Nie wyzywa się przecież dziewczyny, którą się rzekomo kocha.
    Nie mówię 'nie', aczkolwiek będę się przyglądać, bo kto wie co za licho siedzi w Ramosie;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń
  6. Fernando i Cat w jednym łóżku AGAIN? O JAAAAAAAAA <333
    A Sergiowi tak dobrze! W końcu może będzie się zastanawiał zanim coś palnie -.- XD
    Czekam na nexta <3
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. 4 rozdział na 444-days-in-hell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedyne opowiadanie jakie znalazłam o Llorente <3. W dodatku sensowne opowiadanie. GENIALNE opowiadanie! Jestem od niego całkowicie totalnie uzależniona! Błagam o więcej i jak najszybciej!

    I duużo duużo Llorente poproszę ]:->

    OdpowiedzUsuń