6 września 2012

Chapter 12


Moja reakcja na roznegliżowanie współlokatora rozbawiła do łez owy obiekt westchnień, który schował twarz w dłoniach i próbował się powstrzymać od dalszego śmiechu. Szybko się opamiętał i pomógł mi się podnieść z podłogi, ponieważ nadal siedziałam z szeroko otwartymi oczami na podłodze tuż obok łóżka. Usiadłam na jego kraju i zasłoniłam powieki, bo mój wzrok ciągle spoczywał na… Fernandzie.
- Włóż coś! – pisnęłam, w odpowiedzi usłyszałam jedynie głośny śmiech. – Proszę! To nie jest śmieszne.
- Mam na sobie spodenki, nie jestem nagi. Chyba, że chcesz… - nie mógł przestać się śmiać. Oparł dłonie na swoich biodrach i znacząco spojrzał na mnie rozbawiony. Ja natomiast odwróciłam się do niego plecami i próbowałam skupić na podziwianiu zagłówka łóżka, który pokryty był pięknymi kryształkami. Na marne! Cały czas przed oczami miałam Llorente! A on mi tego nie ułatwiał w żadnym wypadku i zamiast przebrać się w cokolwiek (w tym przypadku nawet kocem bym nie pogardziła), usiadł z drugiej strony łóżka i próbował zwrócić na siebie uwagę.
- Dobra! Wiem, że jesteś ładnie zbudowany, ale nie musisz tego tak ostentacyjnie podkreślać, ok.? – rzuciłam w niego poduszką, w między czasie zerkając na wyrzeźbiony brzuch. – Powinieneś się wstydzić i zasłonić czym się da.
- To Ty chciałaś mnie podrzucić Dolores i dołożyłaś do mnie nawet plazmę! Wiesz co… myślałem, że chociaż się potargujecie. – spojrzałam na niego zszokowana. – Nie bój się, nie podsłuchiwałem. Kilka zdań mi doleciało jak szedłem korytarzem. Dlatego też próbuję jakoś wywalczyć miejsce w łóżku.
- I stwierdziłeś, że jeśli będziesz paradować półnago to coś to zmieni? Głupi jesteś. – rzuciłam w nim ostatnią poduszką i zdałam sobie sprawę, że zostałam bez żadnej dodatkowej broni. Od razu zauważył to Fernando, który rzucił się na mnie z całym asortymentem, więc łatwo odgadnąć, że byłam bez najmniejszych szans.
- To Ty jesteś głupia, w dodatku pyskata i cwana. – złapał mnie za ramiona. – I te Twoje piegi na nosie… są odstraszające! – zrobiłam zaciętą minę, którą jego jeszcze bardziej rozśmieszyłam. – I chcesz zawsze dowodzić, w każdej możliwej sytuacji, ale Ci to za bardzo nie wychodzi.
- Zawsze mi wychodzi!
- Nie.
- Tak!
- Chcesz się założyć? – puścił moje ramiona, więc mogłam się poprawić i usiąść wygodniej.
- Jeżeli wygram i postawię na swoim, a mianowicie to, że mam dowództwo we krwi, a Ty nie, to będziesz moim prywatnym niewolnikiem. – uśmiechnęłam się znacząco.
- Co? Nie ma mowy!
- Bo wiesz, że przegrasz! – zaśmiałam się. – Przyznaj się, że mam rację.
- Nigdy w życiu. Jeżeli ja wygram to Ty będziesz moją niewolnicą przez cały dzień, a jeżeli Ty to ja będę Twój przez… dwie godziny.
- Zapomnij! Musi być sprawiedliwie! Oddajemy siebie w swoje „dowodzenie” na cały jutrzejszy dzień. A zgadzam się na to, bo jestem pewna, że wygram.
- Mówiąc „oddajemy siebie” masz na myśli…? – poruszał brwiami.
- Możemy spełniać swoje zachcianki, ale wiesz… realne i zgodne z prawem. – uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. – To co, kiedy chcesz zobaczyć jak dowodzę nad ludźmi?
- A może się na chwilę przymkniesz, a potem stwierdzisz, że wygrałem?
- C-c-c-…… - nie mogłam dokończyć, bo Fernando wpił się w moje usta z takim rozpędem, że wylądował na mnie całym ciałem. Nasze usta idealnie ze sobą współgrały, jakby czekały na ten pocałunek od bardzo dawna i rzeczywiście tak było. Miałam ochotę go całować, aż zabraknie mi tchu. Całować przez okrągły rok, bez przerwy i z tą samą dawką namiętności, która sprawiała, że robiło mi się coraz bardziej gorąco.
- I co? – podniósł się i wytarł delikatnie kąciki ust. – Wygrałem?
- Zapomnij! - podniosłam się na łokciach. – To miało być dowodzenie? Raczej próba przekupstwa!
- Przecież widzę, że Ci się podobało. – nie musiał nic więcej mówić. Miał oczywiście rację, ale nie mogłam tego przyznać. Nie mogłam się zgodzić na to, że to on wygrał, bo inicjatywę tak naprawdę mogłam przejąć ja. I to ja mogłam zacząć go całować. To ja mogłam wygrać!
Spojrzałam na jego rozmarzony wzrok i rzuciłam w niego poduszką. Wskazałam na koc, który zostawiłam mu wcześniej na dywanie i uśmiechnęłam się szeroko.
- I kto jednak wygrał?
- Mam spać na dywanie? Cat… nie bądź taka. Przecież nawet Dol przyznała, że jestem ciachem i to byłby grzech, gdybym leżał na podłodze. A Ty w łóżku… takim dużym, pustym łóżku… Cat?
- Ty naprawdę nie masz co robić, tylko nas podsłuchiwać?
- Przechodziłem i usłyszałem. Nie macie się czego wstydzić. Przecież wiem, że jestem zabójczym przystojniakiem! – ukazał szereg swoich zębów i zsunął się z łóżka by rozeznać się w miękkości dywanu, na którym miał spędzić noc. – Tu jest strasznie twardo! Chyba mi tego nie zrobisz! Specjalnie dla Ciebie się rozebrałem, a teraz mam cierpieć?
- Wybacz Fernando. – wskoczyłam pod kołdrę i położyłam się dokładnie na środku. Faktycznie łóżko z tej perspektywy było jeszcze większe, ale nie miałam zamiaru szybko odpuszczać.
- Nie drocz się ze mną. Jutro i tak należysz do mnie, a możemy zacząć już od dziś jeżeli tego chcesz?
- Nie, dziękuję. Jest mi niesamowicie wygodnie, w tej miękkiej pościeli, na wygodnym materacu, na poduszce, która idealnie przylega do mojej głowy…
Nie musiałam długo czekać na reakcję Fernando. Już po chwili wślizgnął się obok mnie i przysunął jak najbliżej się dało.
- Jest 00:02. Więc… nie możesz mnie wyrzucić. – cmoknął mnie w nos i odwrócił się do mnie plecami. Idealnymi plecami. Wyrzeźbionymi plecami. Musiałam odwrócić głowę, by na niego nie patrzeć. To było trudniejsze niż przypuszczałam!
Obudziłam się wtulona w nagi tors Fernanda. Było mi strasznie wygodnie i nie chciałam się podnosić, ale kiedy moja poduszka zauważyła, że już nie śpię powiedziała „dzień dobry” i przyciągnęła mnie z powrotem. Zawtórowałam tym samym i odsunęłam się od niego w celu przeciągnięcia swoich mięśni. Llorente uśmiechnął się do mnie szeroko i nastała trochę krępująca cisza. Miałam „należeć” do niego tego dnia, a zaczęło się od tego, że nie mogłam wydostać się z ramion blondyna.
Wczorajszy pocałunek był niesamowity i chciałam go powtórzyć, ale nie mogłam. Nie chciałam psuć naszej przyjaźni. Mogliśmy na sobie nawzajem polegać i byliśmy ze sobą szczerzy. Zepsucie tego byłoby niewybaczalne.
Kiedy przebraliśmy się w ciuchy z poprzedniego dnia, zeszliśmy na dół do jadalni, gdzie śniadanie konsumowała reszta rodziny.
- Dzień dobry. – powiedzieliśmy wspólnie. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, ponieważ reszta krzeseł była zajęta i zaczęliśmy nakładać sobie na talerze jedzenie.
- Masz sałatkę. – blondyn podał mi porcelanową misę, którą z chęcią odebrałam. Mimo, że nie znaliśmy się długo (jakieś trzy miesiące, ze sporą przerwą) to doskonale się rozumieliśmy i znaliśmy swoje przyzwyczajenia. Wiedziałam np. że Fernando bardzo lubi ostre potrawy, dlatego podałam mu sałatkę z papryczką chilli, albo że nie lubi soli: dlatego mu ją nie podawałam.
- Od dawna jesteście razem? – zapytał wujek Luis, który od chwili obserwował nasze poczynania.
- Nie jesteśmy razem. – posłałam mu uśmiech.
- A mógłbym przysiąc, że jesteście razem od kilku miesięcy! Prawda Esme? – zwrócił się do cioci, która siedziała obok Fernando.
- Tak, dokładnie. Wczoraj jak przyjechaliście to miałam wrażenie, że jesteście narzeczeństwem.
- Jesteśmy przyjaciółmi. – wytłumaczył szybko Llorente. Byłam trochę zażenowana zachowaniem mojej rodziny, bo wszyscy nagle zainteresowali się Fernandem. Pytali o piłkę, o rodzinę, przyjaciół. O wszystko! Kilka razy próbowałam zmienić temat, ale na marne.
Na szczęśnie pożegnaliśmy się z wszystkimi i mogliśmy wrócić do Barcelony. Całą drogę przemilczeliśmy i chyba tak było lepiej. Nie chciałam ciągnąć dalej tego tematu, tak samo jak Fernando, który nucił pod nosem piosenkę, która akurat leciała w radio.
Pożegnaliśmy się buziakiem w policzek, podziękowałam za jego towarzystwo i weszłam do kamienicy z moją walizką, którą z bagażnika wyjął chłopak. Po zamknięciu drzwi odetchnęłam z ulgą, bo to było naprawdę dziwne. Nawet mój przyjaciel Gerard nie zna mojej całej rodziny! A Fernando jest na „Ty” z prawie wszystkimi moimi wujkami! A z moją babcią trajkotał jak najęty! Tylko moi rodzice byli troszeczkę na dystans. Tata szepnął mi na ucho, że musi go przetestować, a mama zastanawiała się ile dziewczyn miał w swoim życiu i czy jest typem, który zdradza.
Wyjęłam swoje kosmetyki z walizeczki i schowałam je do szafki w łazience. Zdjęłam z siebie sukienkę i wskoczyłam w wygodny dres. Miałam nockę w szpitalu, więc musiałam się zdrzemnąć zanim wyszłam.
Llorente zamęczał mnie sms, nalegając żebyśmy się spotkali. Musiałam to zrobić z powodu przegranego zakładu, który Fer miał zamiar mi wypominać do śmierci. Spotkaliśmy się w parku niedaleko mojego mieszkania. Usiedliśmy wygodnie na jednej z drewnianych ławek, które idealnie komponowały się z roślinnością obok i spojrzeliśmy na siebie wyczekująco. Oboje nie chcieliśmy zaczynać i przerywać ciszy, która była jakoś dziwnie przyjemna. Kiedy wreszcie piłkarz zdecydował się przemówić wyznał, że następnego dnia wyjeżdża do domu i będzie za mną tęsknić. Cóż musiałam mu przyznać, że i ja będę tęsknić za nim. Za jego dogryzaniem i żartami, które wprost uwielbiałam. Na samą myśl o tym, że miałabym go stracić ogarnął mnie smutek. Chciałam go zatrzymać na dłużej w Barcelonie, ale on miał swoje zobowiązania w Bilbao, a ja swoje tu, na miejscu.
Fernando wyjechał do Bilbao następnego dnia. Obiecał mi, że kiedy przyjedzie do Madrytu na mecz reprezentacji, obowiązkowo wpadnie do Barcelony. Musiałam na to poczekać kilka długich tygodni.
W kolejnym tygodniu na Camp Nou odbywał się „przegląd techniczny” piłkarzy. Asystowałam Munezowi podczas badań, więc byłam zajęta jak diabli. Zostawałam po godzinach, żeby uzupełnić karty piłkarzy i przygotować testy na kolejny dzień. Zmęczenie dawało mi się we znaki, ale nie pokazywałam tego po sobie. Niektórzy, tacy jak Geri, zauważyli, że ostatnio spadłam na wadze, ale uznałam to jedynie za komplement.
Kiedy do gabinetu lekarskiego wszedł Sergio byłam podenerwowana, ale nie odezwałam się ani słowem. Zmierzyłam mu ciśnienie, które miał podwyższone, zresztą podobnie jak ja. Zapisałam wynik w tabeli i odesłałam go do lekarza. Testy, które miał wykonać, takie jak bieg na bieżni z pulsometrem wykonał zadowalająco. EKG serca nie wykazało niczego podejrzanego, więc można powiedzieć, że był okazem zdrowia. Nie odezwał się do mnie ani słowem. Po ostatniej ostrej wymianie zdań było mu trochę głupio, ale byłoby miło gdyby chociaż przeprosił za swoje zachowanie. On natomiast uśmiechał się pod nosem, kiedy wykonywałam swoje obowiązki i wodził za mną bezczelnie wzrokiem.
Reszta kadry była bardzo rozgadana. Przez większość czasu nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, tak samo jak reszta medycznego teamu. Kiedy do gabinetu wszedł naraz Gerard i Puyol było chyba najgorzej. Na zmianę opowiadali kawały, albo prześmigiwali się na rowerkach i chwalili się, który miał większy puls. Byli jak duże dzieci, ale to chyba w nich najbardziej kochałam.
W weekend Pique uznał, że musi mnie gdzieś wyciągnąć, bo za dużo czasu spędzam na pracy, a nie na przyjemnościach. Ubrałam beżową zwiewną sukienkę i wysokie szpilki. Do tego małą torebkę na złotym łańcuszku i byłam gotowa.
Brunet przyjechał po mnie swoim nowym audi, które wywołał u o mnie atak palpitacji serca. Chciałabym tyle zarabiać! Nie miałam nawet roweru, a co powiedzieć o samochodzie, a Geri miał ich już kilka w swojej kolekcji. W samochodzie zobaczyłam siedzącego Cesca, więc od razu skoczyłam, żeby go przytulić. Tak dawno go nie widziałam! Byliśmy prawie w komplecie. Brakowało tylko Sergio, ale chyba nikt nie chciał go zabierać do klubu. Po ostatniej akcji na moich urodzinach chłopacy trochę się od niego odwrócili i uznali za dwulicowego. Miałam się im dziwić? Sama go nienawidzę najbardziej na świecie.
Kiedy zapytałam gdzie jedziemy okazało się, że do klubu w… Madrycie. Gerard podjechał na lotnisko i zostawił samochód na ściśle strzeżonym parkingu i wsiedliśmy do pierwszego samolotu. Mieliśmy szczęście, że odlot był godzinę później, bo moglibyśmy nie zdążyć. Do Madrytu zalecieliśmy w półtorej godziny, czyli o niebo szybciej niż samochodem. Tak musielibyśmy się tłuc jakieś pięć godzin, albo i dłużej.
Na miejscu w klubie spotkaliśmy Iniestę i Bojana, którzy przywitali mnie mocnym uściskiem. Okazało się, że dołączyć do nas mają jeszcze koledzy z reprezentacji z dziewczynami, a reszta barcelońskiej rodziny wymigała się jutrzejszym treningiem. Nie rozumiał tego Gerard, który nie opuścił jeszcze żadnej imprezy.
Zajęliśmy wielką lożę na piętrze i zamówiliśmy alkohol. Kiedy dopijałam drinka na parkiet zaciągnął mnie Pique, który obracał mnie wokół własnej osi i nie zamierzał przestać. Nawet nie zauważyłam, że zanim zeszliśmy z parkietu minęło piętnaście piosenek! Bawiliśmy się świetnie i zamierzaliśmy powtórzyć ten parkietowy maraton jeszcze raz. Tylko musieliśmy trochę odpocząć, oczywiście.
- Fernando?! – wybałuszyłam oczy kiedy zobaczyłam siedzącego na moim wcześniejszym miejscu blondyna, który widząc mnie posłał mi szeroko uśmiech. Uścisnął mnie mocno i przesunął, abym mogła obok niego usiąść. – Fajnie Cię znów widzieć.
- Ciebie też. – z jego twarzy nie znikał uśmiech, z mojej zresztą też. – Widziałem, że się świetnie bawisz.
- Gerard sprawił, że zaszumiało mi w głowie od jego obrotów. Wiesz doskonale, że tego nienawidzę.
- Wiem, wiem. Co u Ciebie? – zmrużył lekko oczy i przybliżył się, żeby lepiej mnie słyszeć.
- Nic ciekawego. – wzruszyłam jedynie ramionami i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Nie widzieliśmy się dwa tygodnie. Coś musiało się wydarzyć.
- Hm… - westchnęłam cicho. – Praca, praca, praca. Dziś Geri wyciągnął mnie na siłę z domu,  bo stwierdził, że mało brakuje, a zostanę pracoholiczką.
- I ma rację. Powinnaś wychodzić do ludzi.
- Cały czas mam styczność z ludźmi, a uwierz, że w szpitalu ich nie brakuje.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Musisz mieć rozrywkę, bo zwariujesz.
- Uwierz, że nie dużo mi do tego brakuje. – puściłam mu oczko. Poprosił mnie do tańca i wyciągnął mnie na parkiet. Bawiliśmy się do starych hiszpańskich piosenek i przetańczyliśmy połowę nocy.
Byłam wykończona kiedy wsiadałam do samolotu. Geri i Cesc tak samo. Zasnęliśmy w fotelach nim wystartowaliśmy. To była świetna noc. Brakowało mi przyjaciół i zabawy. Poważnie zaczynałam się zastanawiać nad zmianą pracy i przeniesieniu się do innego szpitala. Myślałam, że po pół roku takiej harówy mogliby mnie zdrapywać z podłogi. Bardzo dobrze tam zarabiałam, ale kosztem własnego zdrowia. Praca na Camp Nou była lekka i przyjemna, ale tylko tam dorabiałam. Po powrocie do domu zaczęłam szukać pracy w Internecie, ale znużona zasnęłam nad biurkiem niczym niemowlę.

____________________


Witam! Od razu przeproszę za ten rozdział, bo jest fatalny. Pisało mi się go średnio i taki oto jest efekt tej pracy. 
Znowu namieszam! Ale wszystko wyjdzie dopiero w kolejnych rozdziałach ;-) 
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za miłe komentarze pod ostatnimi postami :*

17 komentarzy:

  1. Ojejciujejciu *.* Llorente, dużo Llorente, czyli to co Tina lubi najbardziej. :D Miło, że już pojawił się nowy rozdział - nałogowo odświeżam Twojego bloga! :D Chyba nie muszę dodawać, że w szczególności do gustu przypadła mi pierwsza część? ;> Oni muszą być razem i już! Llorente w Twoim opowiadaniu jest naprawdę wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz! Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy ;-) aa Llorente? Wiem strasznie go idealizuję, takie moje "zboczenie" :D

      Usuń
    2. Wcale się nie dziwię. :D Właściwie sama mam zamiar zabrać się w końcu za opowiadanie, które planuję od dawna i jego bohaterem będzie nikt inny jak... LLORENTE! :D
      Ogólnie masz świetny styl pisania. Ciekawie i zabawnie, w dodatku ma sens, a naprawdę ciężko jest znaleźć tak wciągające i pozytywne za razem opowiadanie! :)

      Usuń
    3. W takim razie już nie mogę się doczekać na Twój blog! Zauważyłaś, że nikt nie pisze o nim? a on jest taki ughhhh *_____* mam teraz na niego starszną fazę :D

      Usuń
    4. To tak jak ja, już od jakiegoś roku! I ciągle szukam jakiegoś opowiadania z nim, a tu pustki! Tylko to Twoje! :D

      Ekhm, moje raczej nie będzie tak dobre, jak Twoje :<

      Usuń
    5. o to dodaj coś, to wtedy się wypowiem ;-)
      i nie zachwalaj tak mnie, bo wpadnę w samouwielbienie i na tym się skończy :P
      jak zaczynałam pisać to nie brałam nawet Llorente pod uwagę! Pisałam o Busim, a potem tak jakoś mnie naszło, że go dodałam ;-)

      Usuń
    6. Ja kiedyś pisałam o Busim i... OZILU xD Także wiesz. :D

      Żeby cokolwiek dodać, muszę najpierw zaprzyjaźnić się z blogspotem, bo na razie totalnie go nie ogarniam o szablonie jakimś ludzkim już nie wspominając.. :<

      Usuń
    7. Oooooooooo! :D
      Blogspot wcale nie jest taki straszy jak się na początku wydaje ;-) też go nie ogarniałam, ale po kilku próbach walki jakoś się z nim zaprzyjaźniłam ;-)
      masz linki do tamtych blogów? :D o Busim to ja rozumiem doskonale, ale .... o Ozilu?! o tym wytrzeszczu?! wtf?! :D

      Usuń
    8. No mam linki, ale wstyd, bo wiocha taka. :D
      A co do blogspotu to ja zawsze byłam ciemna w te klocki i wykorzystywałam innych do organizowania wyglądu. ;d

      Ale Ci tu naspamiłam komentarzami! :D

      Usuń
    9. Haha no właśnie widzę, że tu spam na spamie :P

      spooooooko każdy miał takie opowiadania o których wstydzi się nawet mówić :D ja tak samo! ;-)
      dobra uciekam spać! dobranoc :*

      Usuń
    10. Dobranoc ;*
      Gdybyś miała ochotę nawiązać jakiś kontakt (a byłoby mi bardzo miło! :)) ), to zostawiam Ci swój nr gg. :D
      7953785 :)

      Usuń
  2. Mówisz, że namieszasz? Wiesz na co ja mam nadal nadzieje.

    Czyli Llorente i Catalina jednak zgodnie przyznają, że sa tylko przyjaciółmi... Ciekawe jak to dalej się potoczy.
    Wyjazd do klubu w Madrycie trochę hm... abstrakcyjny ^^ No i szkoda, że przez taką głupotę jaką zrobił Sergio został wykluczony z dawnej paczki. Mam nadzieję, ze wszystko w końcu się ułozy.


    P.S. www.20afellay.blogspot.com zapraszam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. odcinek był świetny! Szczególnie początek *.*
    jestem ciekawa jak będzie dalej między Cataliną a Fernando ^^
    Czekam! <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Początek opowiadania- O MAMONOOO, CZEMU NIE BYŁO TAKIEJ PIĘKNEJ SCENY ŁÓŻKOWEJ? *___* :D
    A ja się cieszę, że Geri Cesc nie wzięli ze sobą Busiego. Bronią swojej przyjaciółki i za to należy im się plus! <3
    Szukanie nowej pracy Hmm czyżby bliżej Fernando? ;>
    Czekam na nexta i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesusie Navasie, ale się rozmarzyłam przy tym rozdziale! Normalnie, jest niesamowity! <3 No i co ja mam jeszcze powiedzieć? Fernando mnie rozwalił! Ja bym nie pogardziła, gdyby facet się specjalnie rozebrał. :D Impreza w Madrycie? Jak najbardziej jestem za! W sumie same mogłybyśmy się w końcu wybrać na ten gwałt na zgrupowanie! :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się szybko.:)
    Buziaki. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. 18 rozdział na www.20afellay.blogspot.com - Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fernando musi strasznie wolno chodzić, skoro podczas takiego jednego 'przechodzenia' pod pokojem tak wiele usłyszał;D Już naprawdę lepszy byłby argument, że dziewczynki głośno rozmawiały;p
    A skoro dla otoczenia oni i tak wyglądają jak para, i to będąca razem od dawna, to po co się bawić w przyjaźń? Skoro widać coś, czego nie ma, to znaczy, że to tak naprawdę jest, tylko jeszcze o nim nie wiadomo.
    O ile rozumiesz, co mam na myśli;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]

    OdpowiedzUsuń