Obudził
mnie telefon od mamy. Pytała jak się czuję i czy już coś zjadłam. Musiałam
nakłamać, że czuję się świetnie i jem za pięciu. Oczywiście to kłamstewko nie
uszło jej uwadze, bo niestety miała nadzwyczaj wyczulony zmysł co do takich
rzeczy. Opieprzyła mnie, że kłamię i ma zamiar przyjść do mnie na jakiś czas.
Chciała mnie karmić i zająć się moim mieszkaniem, a ja miałam odpoczywać. Tak,
łatwo jej powiedzieć, bo nie pracuje i może sobie pozwolić na leniuchowanie. Ja
musiałam pracować w dwóch miejscach i nie miałam za bardzo czasu na odpoczynek.
Zdecydowanie
przebrałam miarkę moich wybryków, kiedy zasłabłam podczas jednego z dyżurów w
szpitalu. Od razu podłączono mnie do kroplówki i zawiadomiono moich rodziców
(była to sprawka Marcelo), którzy przyjechali na złamanie karku.
-
Musisz wziąć sobie wolne. – zagrzmiała mama, która wpadła do izby przyjęć.
-
Zwariowałaś? Nie zjadłam śniadania i zrobiło mi się słabo. To wszystko.
-
Twoja mama ma rację. – do sali wszedł Marcelo, który trzymał w ręku wyniki
moich badań. – Jesteś osłabiona, spadłaś dużo na wadze i do tego odwodniona.
Musisz wziąć wolne, bo długo tak nie pociągniesz.
-
Słyszysz?! – pisnęła mama zasłaniając dłońmi usta.
-
Kochanie, posłuchaj nas. Zamieszkaj z nami przez jakiś czas. – dodał tata,
którego zmiażdżyłam wzrokiem. Nie po to wracałam do Barcelony, żeby z nimi
zamieszkać. Co to, to nie! – Wybierzesz się na razie na weekend do Valencii, na
odczytanie testamentu dziadka. Odsapniesz, zrelaksujesz się.
-
Nie chcę nigdzie jechać.
-
Nie zachowuj się jak dziecko, Cat. Twoi rodzice mają rację. – wtrącił Marcelo.
– wypiszę Ci dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego. – przywróciłam oczami i
spojrzałam na uradowaną mamę.
-
Ugotuję Ci pyszny obiadek po którym poczujesz się lepiej.
Miałam
dość. Nie potrzebowałam niczyjej opieki, a zwłaszcza nadopiekuńczych rodziców.
Wywlekli mnie na siłę ze szpitala i zawieźli do swojego domu. Po drodze
zahaczyli o moje mieszkanie i zapakowali do walizki najpotrzebniejsze
drobiazgi. Wrzucili je do bagażnika i ruszyli do swojego domu na przedmieściach.
Kiedy wysiadałam zauważyłam Sergio wychodzącego ze swojego rodzinnego domu.
Jego mama pomachała nam radośnie, na co odpowiedziałam tym samym.
Sergio
zlustrował mnie wzrokiem. Cóż nie wyglądałam najpiękniej: miałam podkrążone
oczy i ogólnie wyglądałam jak chodząca śmierć. Wyminęłam mamę, która chwaliła
się, że zamieszkam z nimi przez jakiś czas i weszłam do środka. Położyłam się
na kanapie i naciągnęłam na siebie koc.
-
Zaraz zrobię Ci coś do zjedzenia. – zadeklarowała mama, która ponaglała tatę,
żeby szybciej wnosił moją walizkę.
-
Nie jestem głodna. Przypominam Ci, że pochłonęłam dwie kroplówki. – rodzicielka
nie chciała jednak słuchać moich sprzeciwów i zamknęła się w kuchni.
Kilka
dni spędziłam na nie podnoszeniu się z łóżka. Mama była nie do zniesienia,
podkładała mi pod nos coraz to nowsze specjały, od których widoku miałam ochotę
wymiotować. Tata był dla mnie bardziej łaskawszy i wspierał mnie w walce z
żoną.
-
Żyjesz? – usłyszałam w drzwiach głos Gerarda, więc podniosłam się na łokciach i
wyjrzałam zza oparcia kanapy. – Na Camp Nou rozsiewają się plotki, że umierasz,
więc przyszedłem na Ciebie zaglądnąć.
-
Nic mi nie jest. – podniosłam się i przytuliłam wielkoluda, który trzymał w
dłoniach sporego królika z długimi opadającymi uszkami. – Dziękuję, śliczny.
-
Jak się czujesz? Bo wyglądasz marnie.
-
Yy… dzięki Geri. – zaśmiałam się. – Jest coraz lepiej i nawet mam siłę, żeby
wyjść do ogrodu, ale było zdecydowanie gorzej.
-
Fernando do mnie dzwonił. Martwi się o Ciebie. Mogę dać mu Twój numer, bo już
mam dość jego ciągłych pytań?
-
Serio? – spojrzałam na niego spod byka. – Jasne, że możesz dać mu mój numer.
-
A tak w ogóle to masz pozdrowienia od chłopaków. Kazali Ci przekazać, że za
Tobą tęsknią i życzą szybkiego powrotu do zdrowia. A tak w ogóle to co Ci jest?
-
Przemęczenie. Marcelo wysłał mnie na zwolnienie lekarskie i tak leżę już od
tygodnia.
-
Pewnie mama nie daje Ci żyć…
-
Słyszałam to Gerardzie! – usłyszeliśmy krzyk mamy z kuchni. Zaśmialiśmy się
oboje i musieliśmy trochę się uciszyć, bo przecież w tym domu „ściany mają
uszy”.
-
Przepraszam, muszę odebrać. – wskazałam na dzwoniącą komórkę. – Dol? Stało się coś?
- Byłam na tym
cholernym odczytywaniu testamentu dziadka. To, że wszyscy się kłócili to norma,
ale powiem Ci że jesteśmy wzięte pod uwagę w spadku.
- To znaczy?
- Dziadek zapisał
nam dosyć dużo i reszta rodziny chce obalić testament.
- A mianowicie co?
- Mi zapisał
winnicę na południu i dom w Acapulco. A Tobie winnicę na północy i mieszkanie w
Nowym Jorku.
– wyplułam z ust sok, który podstawił mi pod nosem Gerard.
-
Żartujesz sobie?!
- Nie, nie żartuję.
Byłam przy odczytywaniu testamentu i adwokat wyraźnie to powiedział. Wujek
Josue o mało nie dostał zawału, a ciotka Clotilde zawieziono do szpitala.
- Ale nie jesteśmy
jedynymi spadkobierczyniami?
- Babci zostawił
dom, a resztę rozdzielił udziałami w swojej firmie.
- Nie wierzę, że
tak po prostu to zrobił.
- Cat, z tego co mi
wiadomo dziadek był bogaty… nie pamiętasz jakie prezenty robił nam na święta?
Kto normalny daje wnuczkom na gwiazdkę telefon komórkowy za kilka tysięcy?
- No tak, zawsze
wiedziałam, że jest bogaty, ale nie miałam pojęcia, że może nas załączyć w
testamencie.
- Skontaktowałam
się z moim adwokatem, który powiedział mi, że nie ma szans, żeby podważyć
testament, bo spisany został w normalnych urzędowych procedurach, kiedy dziadek
żył i miał się dobrze.
-
O co chodzi? – szturchnął mnie Gerard, który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
-
Szzz… - przyłożyłam mu palec do ust i zwróciłam się do Dol. – I co masz zamiar z tym zrobić?
- Nie mam pojęcia.
Rodzice każą mi jechać na południe i zobaczyć tę winnicę. Jeżeli to będzie
rudera to będę zmuszona ją sprzedać.
- A co ja mam
zrobić?
- Jedź do Bilbao i
sprawdź jak sytuacja wygląda u Ciebie. Powiem Ci, że jestem w takim samym szoku
jak Ty. Dobra, kończę. Zdzwonimy się jeszcze.
-
Ok. Do zobaczenia. – rozłączyłam się
i spojrzałam na zdezorientowanego Gerarda. – Dziadek zapisał mi winnicę na
północy i mieszkanie w NY.
-
Co?! – krzyknął razem z mamą, która wybiegła jak poparzona z kuchni.
-
Dzwoniła Dolores. Była na odczytywaniu testamentu. Wszyscy są wściekli na nas
dwie, bo praktycznie zgarnęłyśmy większy majątek… reszta jest podzielona na
udziały w jego firmie.
-
Catalino, mówisz poważnie? – do salonu wszedł tata.
-
Na to wygląda. – brunet objął mnie ramieniem. – Czuję się podle, bo nie zdążyłam
się z nim pożegnać, a on zapisał mi prawie cały majątek. Winnicę i mieszkanie.
To za dużo!
-
Tata miał sporo pieniędzy, więc nie miej wyrzutów sumienia. Kochał Cię, byłaś
jego ulubioną wnuczką. – z drugiej strony usiadła mama i pocałowała mnie w
czubek głowy. – Musisz pojechać do Bilbao, ale najpierw zadzwoń do adwokata.
-
Mama ma rację. – dodał tata. Przyniósł notes z numerami telefonów i podał mi
numer do adwokata Mario Carbonare. Dowiedziałam się od niego, że wszystko
przebiegło zgodnie z prawem i zostałam posiadaczką winnicy na obrzeżach Bilbao
o łącznej wielkości jakiś 400 arów. Mieszkanie na Manhattanie na Upper East
Side z widokiem na Central Park wyceniono na kilka milionów. Nawet nie chciałam
o tym myśleć, bo zaczynała mi pękać głowa.
Postanowiłam
wykorzystać ostatnie dni wolnego i przejechać się na północ. Zabrałam ze sobą
Gerarda, który był strasznie ciekawy winnicy oraz rodziców, którzy wiedzieli
gdzie dokładnie się ona znajduje. Fernando kiedy usłyszał moją historię od razu
zaproponował, że z nami pojedzie. Mieszkał w samym centrum miasta, ale
doskonale orientował się w przedmieściach.
-
Cześć! – przywitałam się z nim mocnym uściskiem. Reszta podała mu rękę i
wsiedliśmy do jego samochodu. „Trójca” czyli Geri, mama i tata musieli się
pomieścić z tyłu, a ja zajęłam bardzo wygodne miejsce z przodu. – Co słychać?
-
Jestem po treningu. Jutro mam mecz. A co u Ciebie? Kiedy dowiedziałem się, że
dziedziczysz winnicę o mało nie spadłem z krzesła! Byłaś tam kiedyś?
-
Jeszcze nigdy. Właśnie jadę pierwszy raz.
-
Cóż… to zdecydowanie największa winnica w północnej Hiszpanii i przynosząca
chyba najwięcej dochodów. Wina są znakomite i sprzedają się na całym świecie.
Wiecie w ogóle coś na ten temat?
-
Wiesz to winnica mojego ojca, a i tak nigdy się nią nie interesowałam. – dodała
mama.
-
W takim razie zabawię się w przewodnika. – blondyn uśmiechnął się zabójczo. –
Jesteśmy w kraju basków, ale to chyba wiecie. Składa się on z wielu prowincji,
a Twoja winnica znajduje się w Araba po baskijsku, albo Álava po hiszpańsku.
Twój dziadek przejął interes po swoim ojcu, który założył winnicę i wynalazł
słynne wino Rioja.
-
Żartujesz. Moje ulubione! – powiedziałam.
-
I nie wiedziałaś, że Twoja rodzina je wynalazła? – zaśmiał się. – Widzę, że
wiem więcej o tej winnicy niż rodzina współzałożyciela.
-
O tak. Nigdy się nie interesowaliśmy pracą teścia. On był trochę dziwaczny i
nie pozwalał nam przyjeżdżać do siebie na północ. Dlatego jesteśmy tacy
zdziwieni, że zapisał swoją perełkę naszej córce. – dodał tata.
-
Wy tylko gadacie o winnicy, pieniądzach… a ja się zastanawiam kiedy dacie mi
darmowe próbki i będę mógł się upić do nieprzytomności. – sytuację rozładował
Gerard. Resztę drogi spędziliśmy nad zaciekłą rozmową o winach. Cieszyłam się,
że miałam przy sobie Fernando, który nie zniechęcił się zaczepkami mojej mamy i
spokojnie odpowiadał na każde jej nurtujące pytanie.
Podjechaliśmy
pod wielką żelazną bramę. Podszedł do nas dozorca i zapukał w szybę, więc
Fernando ją od razu otworzył.
-
Kim jesteście? – zapytał przyglądając się nam uważnie.
-
Jestem Catalina Morreno. – moje nazwisko spowodowało zmieszanie na twarzy
starszego mężczyzny. Otworzył nam bramę, dzięki czemu mogliśmy wjechać na
posiadłość. Naszym oczom ukazała się długa alejka, która prowadziła do starego
domu. Wokół niej rozprzestrzeniały się drzewa i piękna roślinność.
Podjechaliśmy pod dom i wysiedliśmy rozglądając się dookoła. Drzwi otworzyła
nam starsza kobieta. Przedstawiłam się jej, a ta bardzo grzecznie zaprosiła nas
do środka.
-
Winnica pani dziadka jest miejscem pracy setki ludzi. – poprosiła bym wyjrzała
zza okno. Odsunęłam firankę i oczom ukazało mi się ogromne pole porośnięte w
równych rządkach winoroślą. – Chciałam tylko powiedzieć, że nie chcielibyśmy,
żeby pani ją sprzedała.
-
Nie zamierzam tego zrobić. – Maria, bo tak miała na imię gospodyni domu,
uśmiechnęła się do mnie i zaprosiła do salonu. Opowiedziała nam jak wygląda
praca w winnicy i kto się nią zajmuje. Okazało się, że zarządza nią bratanek
dziadka, Raul. Jest on dość nieprzyjemny, ale wykonuje swoją pracę bardzo
dobrze. Robotnicy wcześnie rano nawadniają pole tak, aby winogrona podczas
upalnego dnia nie zmarniały. Od 11 do 17 mają sjestę, a wieczorem znów
zabierają się do pracy.
Maria
zabrała nas do piwnic, gdzie przechowywano butelki wina. Było ich miliony, a
wciąż przybywały nowe, które pracownicy przywozili na specjalnych wózkach do
leżakowania.
-
Twój dziadek kochał to miejsce. Spędzał tu dużo czasu z pracownikami i pomagał
w pracy. Był dobrym człowiekiem, mimo kilku wad. – zaczęła nas oprowadzać po różnych
zakamarkach i opowiadać historie związane z tym miejscem. – Pani Catalino,
ufam, że zgodzi się pani z nami współpracować.
-
Niech mi pani mówi po imieniu. Jestem po prostu Cat. – kobieta uśmiechnęła się
przyjaźnie i kiwnęła głową. – Bardzo mi się tu podoba, ale jeszcze nie
zdecydowałam co zrobię z tym fantem. Dziadek nieoczekiwanie zmarł i naprawdę
nie spodziewałam się, że zostawi mi w spadku to miejsce.
-
Wiele razy o Tobie wspominał i mówił, że kiedyś zajmiesz jego miejsce. Tęsknił
za Tobą i uśmiechał się tylko widząc Twoje fotografie na swoim biurku. –
mimowolnie poczułam łzę spływającą po moim policzku.
-
Dlatego tym bardziej nie mogę tego przyjąć. Nie widziałam go kilka miesięcy i
nie pożegnałam się z nim. Wiedziałam, że jest coraz bardziej słaby, a mimo to
nie znalazłam dla niego czasu.
-
On nie miał Ci tego za złe. Wiedział doskonale, że studiujesz, a potem
znalazłaś pracę i wróciłaś do Barcelony. Sam bardzo chciał wrócić do Valencii,
do żony, ale tutaj go coś trzymało. To miejsce jest naprawdę magiczne.
-
Dziękuję, że zgodziła się pani nas oprowadzić. – wskazałam na pozostałą
czwórkę, która rozglądała się pomiędzy półkami leżakujących win. Gerard znalazł
sobie odpowiednią butelkę, którą zdążył już napocząć, a Fernando przyglądał się
etykietom. Rodzice pochłonięci byli rozmową na temat tego czy powinnam przyjąć
spadek czy nie.
-
Mam nadzieję, że zostaniecie na kolacji. Barbra ugotowała coś wyjątkowego na tę
okazję. – zaprowadziła mnie do drzwi.
-
Musimy już jechać.
-
Nalegam, Cat.
-
Będzie nam szalenie miło! – wtrącił za mnie Gerard, który sama nie wiem kiedy
pojawił się przy moim boku. Kiwnęłam głową, że się zgadzam i razem ruszyliśmy
na werandę skąd podziwialiśmy przepiękne widoki.
__________________________
Hej! Wydaje mi się,
że trochę krótki, ale chyba zanadto treściwy ;-) Nie wiem czy nie pogubiliście
się w tej całej historii, bo powiem szczerze, że ja miałam niemałe problemy z
pisaniem tego „czegoś” ;D Pozdrawiam wszystkich serdecznie i zachęcam do
komentowania :*
Winnica w Bilbao *.* mieszkanie w NY *.* o kuuurde.:D Nie wiem, co Ty masz do tego rozdziału, ja się nie pogubiłam :P Mam tylko jedno 'ale'.. ZA MAŁO LLORENTE! :< Ty niedobra, Ty! ;d
OdpowiedzUsuńah ten Nowy Jork i winnica! :D
OdpowiedzUsuńpodpisuje się pod poprzedniczką : ZA MAŁO LLORENTE!
ale Gerard mnie rozbraja <333
czekam na nowość ^^
Ej no właśnie: za mało Llorente! małpo jedna, masz to nadrobić jakąś akcją z nim i koniec kropka :D
OdpowiedzUsuńnormalnie padłam przez ten spadek! też chcę taki noooo. a Geri to tylko o zabawie by myślał, alkoholik.
czekam na kolejny ;*
Ohhh jakoś się w tym wszystkim połapałam :) no to niezły spadek odziedziczyła nasza Cat. Podpisuję się pod poprzednimi komentarzami: za mało mi Fernando. Ja naprawdę bardzo lubię rodziców Cataliny i Gerarda ale niech oni sobie już idą a oni zostaną we dwójkę. Oto moje życzenie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekan na nowość :)
Mało mi Sergio w tym rozdziale ^^
OdpowiedzUsuńNo dobra przeczytałam, że winnica w Bilbao i proszę mam jedna prośbę - nie przenoś Cat w tamte okolice na stałe, rozumiem, że ma tam winnicę i Llorente, ale proszę nie ;)
Mieszkanie na Upper East Side - od razu skojarzyło mi się z Gossip Girl, oglądasz może?
Miło, że Gerrard i Fernando zaproponowali pojechać z Cat i jej rodzicami do tej winnicy. No i czekam na to jak rozwiniesz tą kolację.
www.20afellay.blogspot.com - zapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńkto by nie chciał winnicy i mieszkania w NYC? *___* ja bym chyba zawału dostała, gdybym dowiedziała się o takim czymś xd
OdpowiedzUsuńGeri mnie za każdym razem rozbraja, zawsze musi coś palnąć xd
Czekam na nexta ;*