Spędzenie
nocy z Fernando było moim tematem numer jeden jeśli chodzi o rozmyślanie. Nie
mogłam się skupić nad niczym, zwłaszcza nad rozmową z Raulem, który próbował
wytłumaczyć mi istotę firmy dziadka. Odsunęłam myśli o piłkarzu na bok i
postanowiłam przystąpić do tego jak na profesjonalistkę przystało.
-
Przyjdź jutro do biura to pokażę Ci wyniki kwartalne naszej sprzedaży. Jest
naprawdę dobrze, ale próbuję to jeszcze powiększyć i zacząć wysyłać nasze wina
na daleki wschód, tam jeszcze nie docieramy.
-
Jakie kraje obejmujemy?
-
Całą Europę, obie Ameryki, Australię i Oceanię oraz połowę Azji. Dziadek nie
mógł znaleźć haczyka jeśli chodzi o najlepszy rynek czyli Chiny. Jeżeli je
zdobędziemy to będziemy najlepsi na świecie.
-
W takim razie musimy ułożyć plan. To nie może być przecież tak, że nie
sprostamy tamtejszemu rynkowi.
-
To będzie Twoje zadanie na początek. Zorientujesz się w tamtejszym rynku,
przeprowadzisz kosztorys, zrobisz ogólny zarys.
-
Chcesz mnie wyrzucić na głęboką wodę? – zapytałam lekko przerażona.
-
A co, nie dasz rady? – spojrzał na mnie spod byka.
-
Dam. – nawet gdybym miała wykopać te informacje spod ziemi to je znajdę i
udowodnię, że zasługuję na stanowisko szefa.
Rozeszliśmy
się raczej pokojowo, każdy w swoją stronę. Wróciłam do domu taksówką, bo
spotkałam się z wujkiem na mieście, a nie chciałam machać z powrotem kilka
kilometrów. Sąsiadki obserwowały czy przez bramę wchodzę sama czy z nowym
kochankiem (którego podobno co nocy miałam innego).
Miałam
trzy godziny do przyjazdu Fernanda, który miał zabrać mnie na mecz na San
Mamés. Musiałam zabrać się za pracę, więc nie odwlekałam tego na ostatnią
chwilę. Wyjęłam laptopa i rozsiadłam się na kanapie w salonie. Szukałam w
wyszukiwarce potrzebnych informacji, ale jakoś mi to w ogóle nie szło.
Kiedy
wreszcie znalazłam doskonałą stronę, ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam na
zegarek, który wskazywał godzinę piątą. Jak oparzona zeskoczyłam z kanapy i
kazałam Marii otworzyć drzwi. Sama wybiegłam pospiesznie na górę i zaczęłam
rzucać jak oszalała ubraniami. Wybrałam wreszcie szare przetarte dżinsy i biały
podkoszulek z niewielkim nadrukiem. Włosy związałam w kitkę a na stopy wsunęłam
trampki: to w końcu mecz, prawda?
-
Przepraszam, że trwało to tak długo, ale zasiedziałam się nad pracą i tak
wyszło! – zbiegłam po schodach wprost w otwarte ramiona Fernando. – Skoczę
jeszcze do łazienki i możemy iść.
Poprawiłam
lekko makijaż i złapałam torebkę, którą zostawiłam na kanapie. Pożegnałam się z
Marią, która życzyła nam świetnej zabawy i wyjechaliśmy do Bilbao. Po drodze
Fernando starał skupić się na prowadzeniu auta, ale na każdym czerwonym świetle
wpijał się w moje usta.
-
Mam coś dla Ciebie. – szepnął delikatnie głaszcząc mój policzek. – Byłoby miło
gdybyś ją założyła. – sięgnął na tylnie siedzenie i wyjął koszulkę ze swoim
nazwiskiem na plecach.
- Wow. Jest śliczna, dziękuję. – mimo
sprzeciwów Fernanda, że widzą mnie inni kierowcy stojący w korku zdjęłam z
siebie swoją bluzkę i założyłam nową. Uspokoił się dopiero kiedy pocałowałam go
w usta. – Jeszcze raz dziękuję. – piłkarz pomachał moim wielbicielom z prawej i
przypieczętował tym samym kto tu jest „bossem”.
Zaparkował
samochód na podziemnym parkingu i po drodze skradł mi jeszcze kilka buziaków.
Dzięki temu, że byłam z nim, bez problemu weszłam do środka, omijając wielką
kolejkę i zajęłam swoje miejsce tuż nad ławką rezerwowych. Szepnął, że będzie
mieć mnie na oku i zniknął w tunelu. Miałam prawie godzinę do rozpoczęcia
meczu, ponieważ Fernando musiał przyjechać wcześniej. Postanowiłam zadzwonić do
Dolores, ponieważ ostatni raz rozmawiałyśmy prawie miesiąc temu.
-
Cześć, kochanie! Żyjesz?
- Żyję, żyję.
Jeszcze… powiem Ci, Cat, że odziedziczyłam wielką ruinę. Muszę zrobić remont,
bo tynk sypie mi się na głowę!
- Żartujesz!
- Nie dość, że winiarnia
jest zapuszczona to do tego pracownicy są niemili. Dziadek chyba mnie nie
lubił!
- Dziadek Cię
kochał, Dol. Na pewno nie jest tak źle jak mówisz.
- Zdziwiłabyś się.
Może mnie odwiedzisz?
- Nie dam rady.
Próbuję ogarnąć moją firmę i mam mały problem z Raulem, który za bardzo się
panoszy.
-
Ale ogóle jest dobrze? Jak sprawa z
Fernando?
- Wczoraj w nocy…
poszliśmy na całość i było… cudownie. – w odpowiedzi usłyszałam pisk, więc
musiałam odłożyć na chwilę na bok komórkę, żeby nie ogłuchnąć.
-
Mówisz poważnie?!
- Tak. To było dość
spontaniczne.
- Cieszę się, moja
droga. Odkąd go poznałam, wiedziałam, że jesteście dla siebie stworzeni! Jak
nikt inny pasuje do Ciebie, jest opiekuńczy, czuły i to prawdziwy skarb.
- Wiem. Boję się,
że mogłabym go stracić, a chyba nie zniosłabym utraty przyjaciela.
-
Związek to ciągłe zejście na kompromis.
Pamiętaj o tym. A teraz kończę, bo przyjechali malarze. Jestem taka szczęśliwa
z waszego szczęścia.
- Mam nadzieję, że
niedługo się spotkamy! Do zobaczenia, kochana. – rozłączyłam się
w samą porę, bo zaczęto wpuszczać ludzi na trybuny i zaczął robić się prawdziwy
chaos.
Kiedy
piłkarze weszli na boisko, od razu wśród podstawowej jedenastki rozpoznałam
Fernanda. Nie tylko tym, że wyróżniał się z nich wzrostem, ale byłam wyczulona
na jego ciało i poznałabym go nawet z kilometra. Był w swoim żywiole, ze swoimi
przyjaciółmi na murawie i z piłką, z którą potrafił robić cuda. Byłam na tyle
blisko boiska, że kiedy Fernando przebiegał obok ławki rezerwowej bez problemu
wymienialiśmy się spojrzeniami.
Nigdy
nie byłam zwolenniczką meczów, a to przecież dziwne, bo pracowałam na Camp Nou.
Na samą myśl o tym, że musiałam zrezygnować z nimi ze współpracy zrobiło mi się
smutno. Tęskniłam za Gerardem i resztą, którzy rozśmieszali mnie do łez.
Chciałam się z nimi zobaczyć, ale wiedziałam, że na razie nie będzie to
możliwe, bo miałam masę pracy przy winiarni.
Mecz
zakończył się wynikiem 2:1 dla Athletic Bilbao. Bramkę na wagę zwycięstwa
zdobył Fernando i byłam z niego bardzo dumna. Czekałam na niego przy jego
samochodzie w podziemiach. Podszedł do mnie z kolegą, którego od razu mi
przedstawił.
-
To Javier Martinez, mój przyjaciel. – podaliśmy sobie dłonie i wymieniliśmy
przyjazne uśmiechy.
-
To był świetny mecz, dawno się tak nie bawiłam! Gratuluję bramki. –
uśmiechnęłam się do blondyna zalotnie. Fernando w odpowiedzi nachylił się i
wskazał palcem na swój policzek. Cmoknęłam go delikatnie i złapałam pod rękę.
-
My jedziemy na kolację. Zdzwonimy się jutro i pogadamy. – Llorente zwrócił się
do przyjaciela. Javier kiwnął głową i klepnął go po ramieniu.
-
Miło było Cię poznać. Mam nadzieję, że będziemy mieć kiedyś okazję pogadać
dłużej. – powiedział brunet. Odpowiedziałam, że na to liczę i wsiadłam do
samochodu Llorente.
-
Nie pójdę do restauracji w takim ubraniu. Odwozisz mnie do mnie, ja szybko się
przebiorę i możemy jechać. – miałam na sobie sportową koszulkę klubu, dżinsy i
trampki. Nie chciałam tak paradować przed innymi ludźmi w centrum, a Fernando
nie chciał pójść na kompromis i zawieść mnie do domu.
-
Cat, jesteś dobrze ubrana. Nie przesadzaj.
-
W takim razie nigdzie nie idę. Odwieź mnie do domu, albo wysadź na postoju
taksówek. – założyłam ręce na piersiach i czekałam na reakcję piłkarza. Widząc,
że skręca w drogę prowadzącą na obrzeża uśmiechnęłam się szeroko i posłałam mu
buziaka.
Zmiana
ubrania zajęła mi dziesięć minut, więc nie wiem dlaczego Fernando tak narzekał.
Założyłam sukienkę i sandały na koturnie i byłam gotowa. W drodze do centrum
zasypywał mnie różnymi anegdotami z szatni i tym jak zareagowali chłopacy na
to, że poznał wnuczkę don Josue. Okazało się, że dziadek był bardzo znany w
tych okolicach, a spotykanie się z jego potomkinią było najwyraźniej wielkim
zaszczytem dla Fernando, bo chwalił się mną na prawo i lewo. Obiecał mnie
przedstawić swoim kolegom jak tylko wygospodaruję trochę czasu, więc nie mogłam
odmówić.
Weszliśmy
do restauracji złapani za ręce, co nie uszło uwadze gości, którzy spoglądali na
nas ukradkiem i szeptali coś między sobą. Wiem, że Fernando był lokalną gwiazdą
piłki nożnej, więc pokazując się z „nową zdobyczą” było nie lada sensacją.
-
Co zamawiamy? – zerknęłam na menu, które ograniczało się do miejscowej
baskijskiej kuchni, która powoli zaczynała mi się nudzić. Maria i Barbra
codziennie serwowały dorsza pod każdą możliwą postacią, różne rodzaje dań z
kałamarnicami i owocami morza oraz przystawki, które podkładały mi pod nos o
każdej porze dnia.
Fernando
szybko zamówił coś dla naszej dwójki i złapał mnie za obie dłonie. Siedzieliśmy
w ustronnym miejscu, więc bez problemu mogliśmy rozmawiać bez obawy przed
natarczywymi spojrzeniami gości.
-
Nawet nie masz pojęcia jakim szczęściarzem jestem. – pocałował mnie w dłoń i
kontynuował swój monolog. – To, że przyjechałaś do Bilbao było najcudowniejszą
rzeczą jaka mi się przydarzyła. Teraz jesteś niedaleko mnie i mogę widywać Cię
codziennie. – nabrał powietrza, by po chwili dodać: - Jestem w Tobie całkowicie
i nieodwracalnie zakochany. – otworzyłam swoje oczy nieco szerzej. Nie spodziewałam
się tego wyznania. Oczywiście czułam do niego coś nieprawdopodobnego, ale nie
umiałam tego ubrać w słowa.
-
Wow, nie wiem co mam powiedzieć. – wydukałam z ledwością. Byłam autentycznie
zdezorientowana, bo to stało się tak nagle i niespodziewanie.
-
Spokojnie. Nie każę Ci mówić tego samego. Chciałem tylko, żebyś to wiedziała. –
niezręczną ciszę przerwał kelner, przez którego uwolniłam moje dłonie i
spojrzałam na talerz, który mi przyniósł.
-
Co zamówiłeś?
-
Pilaff a la Vasca. Polubisz to, daję Ci słowo. – uśmiechnął się do mnie. Widząc
moje skrzywienie i próbę spróbowania pierwszego kawałeczka, wziął mój widelec i
nałożył na niego mule. Podstawił mi pod nos i zaśmiał się: - Za mamusię!
-
Jesteś niemożliwy. – zamknęłam oczy i
spróbowałam dania, które okazało się być przepyszne. Fernando nie musiał
mnie dalej karmić, bo sama zajadałam się przysmakiem i wyjadałam nawet krewetki
z jego talerza.
Kolacja
była nieziemska, ale rozmowa zbytnio się nam nie kleiła. Może to przez wyznanie
Fernanda, przez które całkowicie oniemiałam? W drodze powrotnej dalej
milczeliśmy. Nie mogę powiedzieć, że to że jest we mnie zakochany sprawiło mi
jakąś przykrość czy coś! Wręcz przeciwnie! Pochlebiało mi, ale bolało mnie to,
że nie mogłam powiedzieć tego samego. Uwielbiałam Fernando! Naprawdę! Tylko
potrzebowałam czasu, żeby poukładać sobie w głowie to co do niego czuję. Nie
tak łatwo przejść z „przyjaciela” na „partnera”, przynajmniej w moim przypadku.
-
Jesteśmy na miejscu. – blondyn zatrzymał samochód przed drzwiami. Odpięłam pas
i zastanawiałam się co mam zrobić. Pocałować go? Uścisnąć? Pomachać?
Zaproponować, żeby został? – Cat… - odwróciłam się do niego, czekając jak na
zbawienie na jakiś ruch z jego strony. –
Przepraszam za to co powiedziałem. Widzę, że nie jesteś gotowa na taki skok w
coś poważniejszego, ale po prostu to czuję. Jestem przekonany, że zakochanie
szybko przerodzi się w coś o wiele większego, bo jesteś wspaniałą kobietą z
którą chciałbym być.
-
To chyba ja powinnam przeprosić. Zareagowałam trochę ozięble, a przecież jesteś
dla mnie bardzo ważny. Nie chciałam, żebyś poczuł się niekomfortowo, ale tak
się stało i przepraszam. – Fernando odpiął swój pas i przybliżył się do mnie.
-
Możemy już o tym nie rozmawiać? Teraz już wiemy na czym stoimy, a ja jestem
cierpliwy. Mogę czekać na Ciebie całą wieczność. – pocałowałam go delikatnie w
usta i pozwoliłam, żeby to on przejął inicjatywę. Szybko obszedł samochód i
otworzył mi drzwi. Pomógł mi wysiąść i pociągnął w kierunku drzwi do domu. Nie
musieliśmy się krepować ani Barbrą ani Marią, ponieważ wyszły dawno temu i
byliśmy całkowicie sami. Nie licząc oczywiście dozorcy, który miał swoje
„biuro” przy głównej bramie.
Llorente
złapał mnie w pasie i posadził na swoich biodrach, żeby mógł mnie swobodnie
zanieść na górę i w między czasie pieścić pocałunkami. Wyminął moją sypialnię i
zaniósł mnie do pokoju gościnnego, w którym stało zdalne do użytku łóżko.
Mojego jeszcze nie zdążył odkupić, ponieważ jest szalenie „zajęty”.
Położył
mnie delikatnie na miękkiej pościeli i szybkim ruchem pojawił się nade mną.
Zsunął moją sukienkę, którą rzucił na podłogę i zajął się składaniem
pieszczotliwych pocałunków na mojej szyi. Wtopiłam jedną dłoń w jego włosy, a
drugą zajęłam się rozpinaniem guzików w jego koszuli. Nie szło mi to dobrze,
ponieważ nie byłam leworęczna i zwinnie pchnęłam go, aby położył się na
plecach. Sama usiadłam na nim okrakiem i zajęłam się pozbywaniem jego garderoby.
_________________________________
Hej, hej! No i
kolejny rozdział za nami ;-) Powoli zbliżamy się do końca tej historii. W
między czasie zapraszam na mój drugi blog: nocny-pociag.
Zachęcam do
komentowania :*
ło jejku*.* znowu to coś! :D
OdpowiedzUsuńhaha, nie no. Odcinek boski <3 Fernandooooooo *.*
Czekam na nowość ^^
Fernando jest zakochany po uszy w Cat!
OdpowiedzUsuńDziewczyna z czasem na pewno dobierze odpowiednie słowa, by wyrazić swoje uczucia. Llorente jest cierpliwy, za co ma plusa :)
Znowu scena łóżkowa, AAAAAAAA *___*
I znowu scena łóżkowa ^^
OdpowiedzUsuńI znowu mało Barcy....
Widać, że między Cat a Fernando wszystko się układa.... I oby tak dalej?
Powoli do końca? To ile rozdziałów przewidujesz?
www.gunner-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowość
http://20afellay.blogspot.com/ Zapraszam na nowość
OdpowiedzUsuńja już nie mogę ze śmiechu XD zgon
OdpowiedzUsuń*______________________*
co rozdział będzie seks?:D
Nonono, jakie wyznania! Aż niepodobne do męskiego typowego zachowania, bo oni generalnie słabo są skłonni do wyznawania tego, co czują i tego, czego nie czują też. Wygląda to trochę dziwnie [podejrzanie?], ale w sumie nie ma się czego czepiać, bo to bardzo miłe jest;D
OdpowiedzUsuńTylko żeby nie przesadzał, bo to też nie jest dobre;D
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
http://gunner-love.blogspot.com/ Zapraszam na świeżą trójeczkę
OdpowiedzUsuńTeraz to już tak na poważnie? Fernando jest w niej zakochany i Cat pewnie też w nim, ale jakoś tak nie umie mu tego wyznać. Pewnie niedługo mu to powie.
OdpowiedzUsuńCiekawe podejście do Barcelony ;)
OdpowiedzUsuń