17 września 2012

Chapter 15


Spędzenie nocy z Fernando było moim tematem numer jeden jeśli chodzi o rozmyślanie. Nie mogłam się skupić nad niczym, zwłaszcza nad rozmową z Raulem, który próbował wytłumaczyć mi istotę firmy dziadka. Odsunęłam myśli o piłkarzu na bok i postanowiłam przystąpić do tego jak na profesjonalistkę przystało.
- Przyjdź jutro do biura to pokażę Ci wyniki kwartalne naszej sprzedaży. Jest naprawdę dobrze, ale próbuję to jeszcze powiększyć i zacząć wysyłać nasze wina na daleki wschód, tam jeszcze nie docieramy.
- Jakie kraje obejmujemy?
- Całą Europę, obie Ameryki, Australię i Oceanię oraz połowę Azji. Dziadek nie mógł znaleźć haczyka jeśli chodzi o najlepszy rynek czyli Chiny. Jeżeli je zdobędziemy to będziemy najlepsi na świecie.
- W takim razie musimy ułożyć plan. To nie może być przecież tak, że nie sprostamy tamtejszemu rynkowi.
- To będzie Twoje zadanie na początek. Zorientujesz się w tamtejszym rynku, przeprowadzisz kosztorys, zrobisz ogólny zarys.
- Chcesz mnie wyrzucić na głęboką wodę? – zapytałam lekko przerażona.
- A co, nie dasz rady? – spojrzał na mnie spod byka.
- Dam. – nawet gdybym miała wykopać te informacje spod ziemi to je znajdę i udowodnię, że zasługuję na stanowisko szefa.
Rozeszliśmy się raczej pokojowo, każdy w swoją stronę. Wróciłam do domu taksówką, bo spotkałam się z wujkiem na mieście, a nie chciałam machać z powrotem kilka kilometrów. Sąsiadki obserwowały czy przez bramę wchodzę sama czy z nowym kochankiem (którego podobno co nocy miałam innego).
Miałam trzy godziny do przyjazdu Fernanda, który miał zabrać mnie na mecz na San Mamés. Musiałam zabrać się za pracę, więc nie odwlekałam tego na ostatnią chwilę. Wyjęłam laptopa i rozsiadłam się na kanapie w salonie. Szukałam w wyszukiwarce potrzebnych informacji, ale jakoś mi to w ogóle nie szło.
Kiedy wreszcie znalazłam doskonałą stronę, ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę piątą. Jak oparzona zeskoczyłam z kanapy i kazałam Marii otworzyć drzwi. Sama wybiegłam pospiesznie na górę i zaczęłam rzucać jak oszalała ubraniami. Wybrałam wreszcie szare przetarte dżinsy i biały podkoszulek z niewielkim nadrukiem. Włosy związałam w kitkę a na stopy wsunęłam trampki: to w końcu mecz, prawda?
- Przepraszam, że trwało to tak długo, ale zasiedziałam się nad pracą i tak wyszło! – zbiegłam po schodach wprost w otwarte ramiona Fernando. – Skoczę jeszcze do łazienki i możemy iść.
Poprawiłam lekko makijaż i złapałam torebkę, którą zostawiłam na kanapie. Pożegnałam się z Marią, która życzyła nam świetnej zabawy i wyjechaliśmy do Bilbao. Po drodze Fernando starał skupić się na prowadzeniu auta, ale na każdym czerwonym świetle wpijał się w moje usta.
- Mam coś dla Ciebie. – szepnął delikatnie głaszcząc mój policzek. – Byłoby miło gdybyś ją założyła. – sięgnął na tylnie siedzenie i wyjął koszulkę ze swoim nazwiskiem na plecach.
-  Wow. Jest śliczna, dziękuję. – mimo sprzeciwów Fernanda, że widzą mnie inni kierowcy stojący w korku zdjęłam z siebie swoją bluzkę i założyłam nową. Uspokoił się dopiero kiedy pocałowałam go w usta. – Jeszcze raz dziękuję. – piłkarz pomachał moim wielbicielom z prawej i przypieczętował tym samym kto tu jest „bossem”.
Zaparkował samochód na podziemnym parkingu i po drodze skradł mi jeszcze kilka buziaków. Dzięki temu, że byłam z nim, bez problemu weszłam do środka, omijając wielką kolejkę i zajęłam swoje miejsce tuż nad ławką rezerwowych. Szepnął, że będzie mieć mnie na oku i zniknął w tunelu. Miałam prawie godzinę do rozpoczęcia meczu, ponieważ Fernando musiał przyjechać wcześniej. Postanowiłam zadzwonić do Dolores, ponieważ ostatni raz rozmawiałyśmy prawie miesiąc temu.
- Cześć, kochanie! Żyjesz?
- Żyję, żyję. Jeszcze… powiem Ci, Cat, że odziedziczyłam wielką ruinę. Muszę zrobić remont, bo tynk sypie mi się na głowę!
- Żartujesz!
- Nie dość, że winiarnia jest zapuszczona to do tego pracownicy są niemili. Dziadek chyba mnie nie lubił!
- Dziadek Cię kochał, Dol. Na pewno nie jest tak źle jak mówisz.
- Zdziwiłabyś się. Może mnie odwiedzisz?
- Nie dam rady. Próbuję ogarnąć moją firmę i mam mały problem z Raulem, który za bardzo się panoszy.
- Ale ogóle jest dobrze? Jak sprawa z Fernando?
- Wczoraj w nocy… poszliśmy na całość i było… cudownie. – w odpowiedzi usłyszałam pisk, więc musiałam odłożyć na chwilę na bok komórkę, żeby nie ogłuchnąć.
- Mówisz poważnie?!
- Tak. To było dość spontaniczne.
- Cieszę się, moja droga. Odkąd go poznałam, wiedziałam, że jesteście dla siebie stworzeni! Jak nikt inny pasuje do Ciebie, jest opiekuńczy, czuły i to prawdziwy skarb.
- Wiem. Boję się, że mogłabym go stracić, a chyba nie zniosłabym utraty przyjaciela.
- Związek to ciągłe zejście na kompromis. Pamiętaj o tym. A teraz kończę, bo przyjechali malarze. Jestem taka szczęśliwa z waszego szczęścia.
- Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy! Do zobaczenia, kochana. – rozłączyłam się w samą porę, bo zaczęto wpuszczać ludzi na trybuny i zaczął robić się prawdziwy chaos.
Kiedy piłkarze weszli na boisko, od razu wśród podstawowej jedenastki rozpoznałam Fernanda. Nie tylko tym, że wyróżniał się z nich wzrostem, ale byłam wyczulona na jego ciało i poznałabym go nawet z kilometra. Był w swoim żywiole, ze swoimi przyjaciółmi na murawie i z piłką, z którą potrafił robić cuda. Byłam na tyle blisko boiska, że kiedy Fernando przebiegał obok ławki rezerwowej bez problemu wymienialiśmy się spojrzeniami.
Nigdy nie byłam zwolenniczką meczów, a to przecież dziwne, bo pracowałam na Camp Nou. Na samą myśl o tym, że musiałam zrezygnować z nimi ze współpracy zrobiło mi się smutno. Tęskniłam za Gerardem i resztą, którzy rozśmieszali mnie do łez. Chciałam się z nimi zobaczyć, ale wiedziałam, że na razie nie będzie to możliwe, bo miałam masę pracy przy winiarni.
Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Athletic Bilbao. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Fernando i byłam z niego bardzo dumna. Czekałam na niego przy jego samochodzie w podziemiach. Podszedł do mnie z kolegą, którego od razu mi przedstawił.
- To Javier Martinez, mój przyjaciel. – podaliśmy sobie dłonie i wymieniliśmy przyjazne uśmiechy.
- To był świetny mecz, dawno się tak nie bawiłam! Gratuluję bramki. – uśmiechnęłam się do blondyna zalotnie. Fernando w odpowiedzi nachylił się i wskazał palcem na swój policzek. Cmoknęłam go delikatnie i złapałam pod rękę.
- My jedziemy na kolację. Zdzwonimy się jutro i pogadamy. – Llorente zwrócił się do przyjaciela. Javier kiwnął głową i klepnął go po ramieniu.
- Miło było Cię poznać. Mam nadzieję, że będziemy mieć kiedyś okazję pogadać dłużej. – powiedział brunet. Odpowiedziałam, że na to liczę i wsiadłam do samochodu Llorente.
- Nie pójdę do restauracji w takim ubraniu. Odwozisz mnie do mnie, ja szybko się przebiorę i możemy jechać. – miałam na sobie sportową koszulkę klubu, dżinsy i trampki. Nie chciałam tak paradować przed innymi ludźmi w centrum, a Fernando nie chciał pójść na kompromis i zawieść mnie do domu.
- Cat, jesteś dobrze ubrana. Nie przesadzaj.
- W takim razie nigdzie nie idę. Odwieź mnie do domu, albo wysadź na postoju taksówek. – założyłam ręce na piersiach i czekałam na reakcję piłkarza. Widząc, że skręca w drogę prowadzącą na obrzeża uśmiechnęłam się szeroko i posłałam mu buziaka.
Zmiana ubrania zajęła mi dziesięć minut, więc nie wiem dlaczego Fernando tak narzekał. Założyłam sukienkę i sandały na koturnie i byłam gotowa. W drodze do centrum zasypywał mnie różnymi anegdotami z szatni i tym jak zareagowali chłopacy na to, że poznał wnuczkę don Josue. Okazało się, że dziadek był bardzo znany w tych okolicach, a spotykanie się z jego potomkinią było najwyraźniej wielkim zaszczytem dla Fernando, bo chwalił się mną na prawo i lewo. Obiecał mnie przedstawić swoim kolegom jak tylko wygospodaruję trochę czasu, więc nie mogłam odmówić.
Weszliśmy do restauracji złapani za ręce, co nie uszło uwadze gości, którzy spoglądali na nas ukradkiem i szeptali coś między sobą. Wiem, że Fernando był lokalną gwiazdą piłki nożnej, więc pokazując się z „nową zdobyczą” było nie lada sensacją.
- Co zamawiamy? – zerknęłam na menu, które ograniczało się do miejscowej baskijskiej kuchni, która powoli zaczynała mi się nudzić. Maria i Barbra codziennie serwowały dorsza pod każdą możliwą postacią, różne rodzaje dań z kałamarnicami i owocami morza oraz przystawki, które podkładały mi pod nos o każdej porze dnia.
Fernando szybko zamówił coś dla naszej dwójki i złapał mnie za obie dłonie. Siedzieliśmy w ustronnym miejscu, więc bez problemu mogliśmy rozmawiać bez obawy przed natarczywymi spojrzeniami gości.
- Nawet nie masz pojęcia jakim szczęściarzem jestem. – pocałował mnie w dłoń i kontynuował swój monolog. – To, że przyjechałaś do Bilbao było najcudowniejszą rzeczą jaka mi się przydarzyła. Teraz jesteś niedaleko mnie i mogę widywać Cię codziennie. – nabrał powietrza, by po chwili dodać: - Jestem w Tobie całkowicie i nieodwracalnie zakochany. – otworzyłam swoje oczy nieco szerzej. Nie spodziewałam się tego wyznania. Oczywiście czułam do niego coś nieprawdopodobnego, ale nie umiałam tego ubrać w słowa.
- Wow, nie wiem co mam powiedzieć. – wydukałam z ledwością. Byłam autentycznie zdezorientowana, bo to stało się tak nagle i niespodziewanie.
- Spokojnie. Nie każę Ci mówić tego samego. Chciałem tylko, żebyś to wiedziała. – niezręczną ciszę przerwał kelner, przez którego uwolniłam moje dłonie i spojrzałam na talerz, który mi przyniósł.
- Co zamówiłeś?
- Pilaff a la Vasca. Polubisz to, daję Ci słowo. – uśmiechnął się do mnie. Widząc moje skrzywienie i próbę spróbowania pierwszego kawałeczka, wziął mój widelec i nałożył na niego mule. Podstawił mi pod nos i zaśmiał się: - Za mamusię!
- Jesteś niemożliwy. – zamknęłam oczy i  spróbowałam dania, które okazało się być przepyszne. Fernando nie musiał mnie dalej karmić, bo sama zajadałam się przysmakiem i wyjadałam nawet krewetki z jego talerza.
Kolacja była nieziemska, ale rozmowa zbytnio się nam nie kleiła. Może to przez wyznanie Fernanda, przez które całkowicie oniemiałam? W drodze powrotnej dalej milczeliśmy. Nie mogę powiedzieć, że to że jest we mnie zakochany sprawiło mi jakąś przykrość czy coś! Wręcz przeciwnie! Pochlebiało mi, ale bolało mnie to, że nie mogłam powiedzieć tego samego. Uwielbiałam Fernando! Naprawdę! Tylko potrzebowałam czasu, żeby poukładać sobie w głowie to co do niego czuję. Nie tak łatwo przejść z „przyjaciela” na „partnera”, przynajmniej w moim przypadku.
- Jesteśmy na miejscu. – blondyn zatrzymał samochód przed drzwiami. Odpięłam pas i zastanawiałam się co mam zrobić. Pocałować go? Uścisnąć? Pomachać? Zaproponować, żeby został? – Cat… - odwróciłam się do niego, czekając jak na zbawienie  na jakiś ruch z jego strony. – Przepraszam za to co powiedziałem. Widzę, że nie jesteś gotowa na taki skok w coś poważniejszego, ale po prostu to czuję. Jestem przekonany, że zakochanie szybko przerodzi się w coś o wiele większego, bo jesteś wspaniałą kobietą z którą chciałbym być.
- To chyba ja powinnam przeprosić. Zareagowałam trochę ozięble, a przecież jesteś dla mnie bardzo ważny. Nie chciałam, żebyś poczuł się niekomfortowo, ale tak się stało i przepraszam. – Fernando odpiął swój pas i przybliżył się do mnie.
- Możemy już o tym nie rozmawiać? Teraz już wiemy na czym stoimy, a ja jestem cierpliwy. Mogę czekać na Ciebie całą wieczność. – pocałowałam go delikatnie w usta i pozwoliłam, żeby to on przejął inicjatywę. Szybko obszedł samochód i otworzył mi drzwi. Pomógł mi wysiąść i pociągnął w kierunku drzwi do domu. Nie musieliśmy się krepować ani Barbrą ani Marią, ponieważ wyszły dawno temu i byliśmy całkowicie sami. Nie licząc oczywiście dozorcy, który miał swoje „biuro” przy głównej bramie.
Llorente złapał mnie w pasie i posadził na swoich biodrach, żeby mógł mnie swobodnie zanieść na górę i w między czasie pieścić pocałunkami. Wyminął moją sypialnię i zaniósł mnie do pokoju gościnnego, w którym stało zdalne do użytku łóżko. Mojego jeszcze nie zdążył odkupić, ponieważ jest szalenie „zajęty”.
Położył mnie delikatnie na miękkiej pościeli i szybkim ruchem pojawił się nade mną. Zsunął moją sukienkę, którą rzucił na podłogę i zajął się składaniem pieszczotliwych pocałunków na mojej szyi. Wtopiłam jedną dłoń w jego włosy, a drugą zajęłam się rozpinaniem guzików w jego koszuli. Nie szło mi to dobrze, ponieważ nie byłam leworęczna i zwinnie pchnęłam go, aby położył się na plecach. Sama usiadłam na nim okrakiem i zajęłam się pozbywaniem jego garderoby.

_________________________________


Hej, hej! No i kolejny rozdział za nami ;-) Powoli zbliżamy się do końca tej historii. W między czasie zapraszam na mój drugi blog: nocny-pociag.
Zachęcam do komentowania :* 

10 komentarzy:

  1. ło jejku*.* znowu to coś! :D
    haha, nie no. Odcinek boski <3 Fernandooooooo *.*
    Czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Fernando jest zakochany po uszy w Cat!
    Dziewczyna z czasem na pewno dobierze odpowiednie słowa, by wyrazić swoje uczucia. Llorente jest cierpliwy, za co ma plusa :)
    Znowu scena łóżkowa, AAAAAAAA *___*

    OdpowiedzUsuń
  3. I znowu scena łóżkowa ^^
    I znowu mało Barcy....
    Widać, że między Cat a Fernando wszystko się układa.... I oby tak dalej?
    Powoli do końca? To ile rozdziałów przewidujesz?

    OdpowiedzUsuń
  4. www.gunner-love.blogspot.com
    Zapraszam na nowość

    OdpowiedzUsuń
  5. http://20afellay.blogspot.com/ Zapraszam na nowość

    OdpowiedzUsuń
  6. ja już nie mogę ze śmiechu XD zgon
    *______________________*
    co rozdział będzie seks?:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nonono, jakie wyznania! Aż niepodobne do męskiego typowego zachowania, bo oni generalnie słabo są skłonni do wyznawania tego, co czują i tego, czego nie czują też. Wygląda to trochę dziwnie [podejrzanie?], ale w sumie nie ma się czego czepiać, bo to bardzo miłe jest;D
    Tylko żeby nie przesadzał, bo to też nie jest dobre;D
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]

    OdpowiedzUsuń
  8. http://gunner-love.blogspot.com/ Zapraszam na świeżą trójeczkę

    OdpowiedzUsuń
  9. Teraz to już tak na poważnie? Fernando jest w niej zakochany i Cat pewnie też w nim, ale jakoś tak nie umie mu tego wyznać. Pewnie niedługo mu to powie.

    OdpowiedzUsuń