Chciałam
jak najszybciej wrócić do Bilbao i zająć się pracą, żeby przestać myśleć o tym
co się stało. Niestety mama zapisała mnie na wizytę do lekarza Carlosa, który
od lat zajmował się jej „dolegliwościami”, a że nie mogłam tak po prostu
odmówić, wybrałam się do niego na wizytę kontrolną.
Nie
było w tym nic dziwnego. Przecież większość z ludzi korzysta z usług lekarzy,
gdy czują się źle, chorują. Ale mi raczej przydałby się kardiolog, bo moje
serce było rozszarpane na małe kawałeczki.
-
Dzień dobry, Catalino. Usiądź, zaraz do Ciebie wracam. – starszy doktor o siwym
odcieniu włosów opuścił swój gabinet i zostawił mnie w nim samą. Zważywszy na
to, że jestem pielęgniarką, było to chyba niezbyt przemyślane zachowanie z jego
strony, bo znałam się dobrze na lekach i podczas jego nieobecności mogłam
wynieść z jego gabinetu kilka kolorowych „cukierków”. Nie byłam aż tak bardzo
zdesperowana, więc usiadłam na krześle przy dosyć sporym biurku i czekałam na
jego powrót. – Zacznijmy od tego: jak się czujesz? – wszedł z powrotem do
gabinetu i zajął z powrotem swoje miejsce.
-
Dobrze, doktorze. Mam teraz nieprzyjemny okres w życiu i może dlatego mam
czasami migrenę, ale to normalne.
-
Tylko migrenę? – spojrzał na wyniki moich wcześniejszych badań. – Widzę znaczny
spadek wagi, nawet bardzo spory. Mogłabyś wejść na wagę? Porównamy wyniki
sprzed kilku miesięcy? – kiwnęłam głową, że jest mi to obojętne i wykonałam
jego polecenie. Mężczyzna westchnął głośno odczytując wyniki i kazał mi z
powrotem usiąść na krześle. – Cat, spadłaś na wadzę dziesięć kilo. Przy Twoim
wzroście powinnaś ważyć dużo więcej. Jesteś o krok od choroby.
-
Nic mi nie jest doktorze. Zawsze byłam szczupłą osobą i miałam dobrą przemianę
materii.
-
Zgodzę się z Tobą, bo znam Cię nie od dziś, ale jestem zaniepokojony. Jeszcze
niedawno temu byłaś okazem zdrowia, a teraz? Wystające obojczyki i łopatki? Z
taką „przemianą materii” daleko nie zajedziesz, moja droga. – pokręcił głową. –
Pobierzemy Ci krew, zrobimy EKG i echo serca. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i się
Tobą zajmie.
-
Ok. – zaczekałam na Ramonę, która przywitała mnie mocnym uściskiem. Po drodze
do kolejnego gabinetu opowiedziała mi jak idą jej przygotowania do ślubu, który
miał się odbyć za trzy miesiące. Oczywiście osobiście mnie zaprosiła, bo stwierdziła,
że takie „suche” papierowe zaproszenia nie oddają prawdziwej chęci by ktoś
bawił się z nimi na ich ślubie.
Pobrała
mi krew, asystowała lekarzowi przy kolejnych badaniach i wspólnie czekałyśmy w
korytarzu na wyniki.
-
Ja trajkoczę jak najęta, a Ty nic się nie chwalisz! Co u Ciebie i Fernando? –
uśmiechnęła się szeroko.
-
Wczoraj zerwaliśmy. Ciężko mi się z tym pogodzić, bo stało się to przez Sergio.
– szatynka otworzyła szeroko oczy i dopytywała się o co chodzi. – Wyznał mi
miłość, potem przyszedł pijany i zaczął opowiadać jaka to jestem podła i nie że
powinnam być z Fernando. Ten z kolei się wkurzył i zaczęli się bić. Później nie
chciał ze mną rozmawiać, a kiedy wreszcie do tego doszło, przyznał, że od dawna
się nam nie układa i pora to zakończyć. – powiedziałam bez grama emocji. Przyzwyczaiłam
się już do tej myśli, że nie będę mogła go przytulić i z nim porozmawiać.
-
Jest mi bardzo przykro. – objęła mnie mocno i ucałowała w skroń. – Wiedz, że
zawsze możesz na mnie liczyć. Dawno się nie widziałyśmy, bo przeniosłaś się do
Bilbao, ale zawsze możesz do mnie zadzwonić, gdyby było Ci smutno i źle.
-
Dziękuję, Ramona. To wiele dla mnie znaczy. – uśmiechnęłam się do niej i
zauważyłam otwierające się drzwi do gabinetu. Doktor Carlos zaprosił mnie do
środka z dość podejrzaną miną.
-
Catalino, muszę przyznać, że nie spodziewałem się takich wyników badań. A tu
proszę! – odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść, a sam zajął miejsce naprzeciwko
za biurkiem.
-
To znaczy? Jestem chora? – na samą myśl zbladłam i złapałam się biurka, żeby
nie osunąć się na podłogę. – Rak?
-
Nie, Cat. Coś zupełnie przeciwnego. – przybrał przyjazną minę. – Jesteś w
ciąży. Gratuluję, to piąty tydzień. – spojrzałam na niego podejrzliwie i po
chwili zaśmiałam się głośno, ale to nie był śmiech radości, raczej rozpaczy.
-
Mówi pan poważnie? Tyle, że ja nie mogę być w ciąży. Mój chłopak zawsze się
zabezpieczał i nie jest to możliwe.
-
Cat, zabezpieczenie zabezpieczeniem, a natura robi swoje. Nic nie poradzisz
na to, że zrobiła Ci psikusa.
-
Nie miałam żadnych objawów, ani mdłości, ani niczego. To jest na pewno pomyłka,
niech pan powtórzy badania.
-
Nigdy nie byłem bardziej pewny, że zostaniesz mamą.
Właśnie
wtedy kiedy powinnam być najszczęśliwszą osobą pod słońcem, zaczęłam płakać i
nie mogłam się przez długi czas opamiętać.
Wyszłam
z gabinetu do Ramony, która czekała na mnie na korytarzu. Widząc moją minę i
łzy, pomyślała o najgorszym i mocno mnie objęła.
-
Jestem w ciąży. – jęknęłam jej wprost do ucha. Szatynka złapała mnie za ramiona
i spojrzała na mnie czy aby się nie przesłyszała.
-
Mówisz poważnie? – kiwnęłam głową. – Cat! To wspaniale! Już myślałam, że to coś
poważnego. Jestem taka szczęśliwa! – wyjęłam z torebki paczkę chusteczek i
wytarłam mokre od łez policzki. – Nie cieszysz się? Wiesz ile dziewczyn chce
zajść w ciąże, a nie może? To prawdziwy cud, że zostaniesz mamą!
-
Właśnie teraz kiedy rozstałam się z Fernando? To najgorszy czas na ciąże.
-
Jestem pewna, że będzie skakać ze szczęścia. Znam go od jakiegoś czasu i wiem,
że będzie wspaniałym ojcem.
-
Nie mogę mu na razie o tym powiedzieć. – usiadłam na krześle. – Sam powiedział,
że mamy dać sobie spokój i nie widywać się przez jakiś czas. Pomyśli, że
wymyśliłam ciąże specjalnie, by do niego wrócić.
-
Jak długo chcesz to przed nim ukrywać? Aż zacznie być widać brzuszek? Czy
dopiero po urodzeniu?
-
Nie chcę na razie o tym myśleć. – zjechałyśmy windą na parter. Pożegnałam się z
przyjaciółką i wsiadłam do taksówki. Pojechałam do mieszkania Gerarda, choć nie
wiedziałam czy go zastanę. Miał mieć trening, który zazwyczaj się mocno
przeciąga. Kiedy nie otwierał drzwi, usiadłam na schodach na klatce i
postanowiłam, że na niego zaczekam.
Przyjechał
pół godziny później. Widząc mnie od razu zaprowadził mnie do środka, nie
pytając o nic. Zrobił mi gorącą czekoladę i opatulił kocem w salonie.
-
Nie martw się o nic. Ja Ci pomogę. Wszyscy Ci pomożemy! To będzie nasze wspólne
dziecko. – uśmiechnął się szeroko ukazując szereg białych zębów i objął mnie
mocno. – A co z Fernando?
-
Nie wiem czy chcę mu o tym powiedzieć. Zranił mnie tym zerwaniem i muszę to
przemyśleć na „trzeźwo”.
-
Ale on jest ojcem, tak? – spojrzał na mnie podejrzliwie. Uderzyłam go z całej
siły w bok jako odpowiedź i z powrotem wtuliłam się w jego klatkę piersiową. –
Nie bój nic, maleńka. Wujek Geri będzie dla dzidziusia jak drugi tatuś. Niczego
mu nie zabraknie.
-
Nie o to się boję. Przecież mam tę cholerną firmę, która przynosi mi zyski i
pieniądze nie są problemem. Chodzi o to, że będę samotną matką. Nigdy nie
chciałam, żeby tak się stało. Wiesz głupia wyobrażałam sobie ślub, potem
dzieci, że będę szczęśliwa… nie planowałam niczego innego.
-
Kochanie. Musisz mieć jak w bajce? Nudno i beznadziejnie? Tak to przynajmniej
coś się dzieje! Będziesz mieć najpiękniejsze dziecko pod słońcem, tego jestem
pewien, a Fernando będzie żałować, że postanowił zakończyć wasz związek. Jego
strata!
-
Tak myślisz?
-
Jestem tego na sto procent pewien! – ucałował mnie w skroń. Nie wiedziałam jak
poradzić sobie z tą sytuacją. Czułam się przytłoczona i nieporadna. Chciałam,
żeby ktoś za mnie zadecydował, bo naprawdę nie wiedziałam co zrobić.
Jadąc
taksówką do rodziców, wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie łatwa. Mama bądź co
bądź była raczej zwolenniczką planowania dziecka, małżeństwa i tego typu. Tylko
raz jej odwaliło po pogrzebie dziadka, że ulokowała mnie w jednym pokoju z
Fernando. Teraz gdy na to patrzę z perspektywy czasu, stwierdzam, że wypiła za
dużo z ciotką Esme. Na trzeźwo nigdy by czegoś takiego nie zrobiła.
Reakcja
rodziców na to, że zostaną dziadkami była skrajnie podzielona. Tata się
ucieszył i to bardzo, mama przeciwnie. Usiadła na krześle w jadalni i chwyciła
się za głowę.
-
Jesteś nieprawdopodobnie nieodpowiedzialna. – rzuciła pod nosem. Usiadłam z
boku i spojrzałam na zdezorientowanego ojca. Był przekonany, że jego żona
zareaguje inaczej. Cóż oboje się myliliśmy.
Kiedy
mama usłyszała, że nie jestem już z Fernando wpadła w histerię. Zaczęła
krzyczeć, że jestem jeszcze dzieckiem (a raczej mam taki umysł) i nie powinnam
mieć dziecka. Dodała, że nie nadaję się na matkę, bo skupiam się tylko i
wyłącznie na swoich potrzebach, a nie zauważam innych. Miała poniekąd rację,
ale podobno to się zmienia gdy dziecko pojawia się na świecie.
-
Jest jeszcze jedna rzecz. – dodał tata kiedy podeszłam do drzwi. – Rozwodzimy
się. Wiele lat ratowaliśmy ten związek, ale nie ma już czego ratować. – upewnił
się, że mama zamknęła się w sypialni by dalej kontynuować. – Nie mogę znieść
już jej ataków. Obwinia mnie za wszystkie niepowodzenia, a wiesz, że w takiej
niezdrowej atmosferze nie da się normalnie żyć.
-
Przykro mi, tato.
-
Mi też, ale nie myślmy już o tym. Będziesz mieć dziecko i to jest teraz
najważniejsze. Musisz zacząć się zdrowo odżywiać, bo tego potrzebujecie oboje.
– zatrzymał się w drodze do drzwi, by po chwili podejść do mnie bliżej. – Nie
myślałaś, żeby wykorzystać mieszkanie w Stanach, które zapisał Ci dziadek?
-
Nie rozważałam tego. Ale teraz jak podsunąłeś mi ten pomysł, chyba zacznę się
nad tym zastanawiać.
-
Wiesz, mogłabyś zacząć tam życie na nowo. Poznałabyś kogoś, urodziłabyś
dziecko… pomyśl o nim. W Nowym Jorku miałoby lepszy start niż w Hiszpanii.
-
Miałabym kogoś tam poznać? Zwariowałeś? Jestem w ciąży, zapomniałeś o tym?
-
Kochanie, jesteś młoda i całe życie przed Tobą. Poznasz kogoś… zapomnisz o
Fernandzie. Wiem, że to Cię boli, ale przejdzie.
-
A Ty jak się trzymasz?
-
W porządku. Wyprowadzam się w przyszłym tygodniu. Chcę wynająć jakąś kawalerkę
w centrum.
-
Przykro mi, że tak się stało.
-
Przemyślisz wyjazd do USA? – kiwnęłam głową. Przytuliłam go i wyszłam z
rodzinnego domu. Byłam przybita i idąc chodnikiem w stronę mieszkania Gerarda
kopałam każdy napotkany kamień. Jak to możliwe, że zaszłam w ciąże? To
oczywiste, że byłam z Fernando bardzo blisko i bardzo… często, ale zawsze się
zabezpieczaliśmy. Nie wiem jak mogło do tego dojść. Nie spodziewałam się, że
zostanę mamą w tak młodym wieku. Nie skończyłam jeszcze 24 lata, a miałabym
mieć rodzinę? Wiem, że coraz młodsze dziewczyny zachodzą w ciążę, nawet
13latki, ale ja? I jeszcze reakcja mamy, która o mało mnie nie zabiła. Tata
podszedł do tej sprawy zdecydowanie cieplej. A ich rozwód? Za dużo informacji
jak na jeden krótki dzień.
-
Chcesz lecieć do USA? Zwariowałaś? Sama? W ciąży? – zaatakował mnie Gerard, gdy
tylko wyznałam mu, że rozważam taką możliwość.
-
Gerardzie, to tylko taki pomysł. Ale coraz bardziej mi się podoba.
-
Co Ty tam miałabyś sama robić? W obcym mieście, w obcym kraju?
-
Winiarnię mogę prowadzić na odległość, przecież jest Internet i są telefony. Z
tym nie miałabym problemu. Mieszkanie też mam, więc i to byłoby załatwione.
-
Myślisz, że jeżeli uciekniesz do Stanów to uciekniesz tym samym od problemów?
Tylko wiedz, że tam będziesz zupełnie sama i nikt Ci nie pomoże.
-
Zdaję sobie z tego sprawę. Chciałabym się wypróbować.
-
A Fernando?
-
Co z nim?
-
Kiedy mu powiesz o dziecku? – spojrzał na mnie badawczo. Westchnęłam tylko i
oparłam się o framugę drzwi. – Nie chcesz mu powiedzieć?
-
To nie tak, że nie chcę. To jest skomplikowane. Powiem mu, ale nie teraz. Sama
jestem zszokowana i muszę to sobie jakoś poukładać.
-
Wiedz, że zawsze będę trzymać Twoją stronę. – podszedł do mnie i objął. – Twoje
dziecko będzie przeze mnie tak rozpieszczane, że zwariujesz!
-
Już wariuję na samą myśl.
-
Będziemy Cię odwiedzać i kontaktować się z Tobą jak najczęściej.
-
Ale ja jeszcze nie wyjeżdżam. – zaśmiałam się. – Dziękuję, Geri. Za wszystko.
Jesteś dla mnie jak brat.
-
Nie ma za co kochanie, od tego ma się rodzinę. – ucałował mnie w czubek głowy i
zaprowadził do kuchni. Uznał, że powinnam mieć ochotę na gorącą czekoladę, bo
podobno jego kuzynka w ciąży piła tylko i wyłącznie to. Ja nie miałam żadnych
szczególnych zachcianek. No może… patrząc na to z perspektywy czasu zauważyłam,
że jednak moje zachowanie w ostatnich tygodniach mogło być podejrzane. Nie
czułam się zbyt dobrze, ale to z powodu zmęczenia i stresu. A może to były
wczesne objawy? Gdy tak o tym rozmyślałam, naprawdę wszystko układało się w
dziwną całość. Ciągle nie ogarniałam tego, że jestem w ciąży. To było tak
komiczne, że aż nie miałam ochoty się z tego śmiać.
-
Myślę Geri, że wyjazd to dobry pomysł. – zaczęłam, trzymając w rękach kubek z
gorącym napojem. – Nie mogę mieszkać w Bilbao, niedaleko Fernando. Gdy o tym
myślę to jest mi naprawdę źle.
-
On jest ojcem i musi mieć kontakt ze swoim dzieckiem.
-
Gdy się urodzi to będzie mieć, ale nie widzę sensu w tym, żeby spotykać się z
nim przez kolejne osiem miesięcy. On tego nie chce, ja za bardzo też nie.
-
Chcesz poczekać z tym do porodu?
-
Albo i później. – brunet spojrzał na mnie spod byka. – Muszę to wszystko
przemyśleć. Mam do Ciebie wielką prośbę: nie mów nikomu o tym, że jestem w
ciąży. Na razie wiesz tylko Ty, moi rodzice i Ramona. Wszyscy inni dowiedzą się
o tym w odpowiednim czasie, ok.?
-
Jak uważasz. Moim zdaniem to, że jesteś w ciąży jest wspaniałe i powinnaś się
dzielić swoją radością z innymi.
-
Obiecaj.
-
Obiecuję. – pocałowałam go w policzek i kontynuowałam picie czekolady. Miałam
niesamowity mętlik w głowie i nie wiedziałam czy wyjazd to aby na pewno dobry
pomysł. Z jednej strony bałam się Nowego Jorku, bo to wielkie miasto i nie
wiedziałam czy się w nim kiedyś odnajdę. Z drugiej strony uważałam to za wielką
przygodę i znakomitą szansę dla dziecka: urodzi się w Stanach i nie będzie mieć
problemu z obywatelstwem. Zaplanowałam wyjechać na jakiś czas, tak aby zorientować
się czy mieszkanie po dziadku jest zdalne do użytku i czy mi się tam spodoba.
Miałam wsparcie w Gerardzie, który przysiągł, że będzie mnie często odwiedzać i
nie pozwoli abym czuła się samotna.
__________________________
Witajcie! Wiem, że
dawno niczego nie dodawałam, a miałam to robić systematycznie, bo opowiadanie
jest już dawno skończone… ale wiecie jak jest – studia, które okazały się
cięższe niż mogłam to sobie wyobrazić. Dużo matematyki i fizyki – to powinno
mówić samo za siebie. Wybaczcie, że mam zaległości u Was na blogach. Będę je
systematycznie nadrabiać :* PS: jedynym plusem studiów są ludzie. Znalazłam już
wielu przyjaciół ;-)
no nieeeeeeee, ona w ciąży?! dobre sobie! hahah xd
OdpowiedzUsuńmatko, jak ja bym chciała by ktoś mnie tak wspierał jak Gerard ją!
mówiłam już,że w tym opowiadaniu kocham Gerarda? jak nie to mówię to teraz. KOCHAM GO xD
ejj, chce wyjechać sama? tak sama sama?eejjj, tak nie można! :C
czekam na nowość :**
Ojciec podsunął jej zdecydowanie głupi pomysł. Namieszałaś z tą ciążą.... Miała zejść się z Sergio,a tu proszę... Ale czekaj, czekaj ona wróci za 3 miesiące na ten ślub Ramony nie?
OdpowiedzUsuńNiech wraca z tym brzuszkiem i niech zawróci na nowo w głowie Busquetsowi, Llorente będzie mógł sobie tylko żałować.
Pozdrawiam
P.S. Jak juz ponadrabiasz i będziesz miała ochotę to założyłam nowe opowiadanie: www.gorzki-smak.blogspot.com
P.S.2 Co z nocnym-pociągiem?
Ciąża? Przyznam, że nie spodziewałam się tego. Choć ja się wielu rzeczy w tej historii nie spodziewałam. I wydaje mi się, że pomysł ojca o wyjeździe do Stanu jest całkiem dobry. Nawet, jeśli będzie daleko od wszystkich. W końcu musi sobie wszystko poukładać i wybrać, co będzie najlepsze dla niej i dziecka.
OdpowiedzUsuńsuper. wgl fajny pomysł na blog i opowiadanie ; ).
OdpowiedzUsuńzapraszam: take--me-away.blogspot.com ♥
Drugim plusem studiów jest 51% zniżki na komunikację miejską i pkp:D Pociągami opłaca się jeździć tylko jak się jest studentem;D
OdpowiedzUsuńCiąża? Nie powinno się chyba mówić, ze w najmniej odpowiednim momencie, ale faktycznie dokładnie takie stwierdzenie ciśnie się na myśl. Akurat po rozstaniu z Fernando, akurat wtedy, kiedy i tak sporo spraw dziewczyna ma na głowie.
No cóż, bywa.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
Cat w ciąży?! Ale mnie zaskoczyłaś, naprawdę. Nie spodziewałam się takiej wiadomości. Szkoda trochę, że wyjeżdża, myślałam, że będą z Sergio, naprawdę.
OdpowiedzUsuń