Nie
wiem jak zdołałam pomieścić większość swoich rzeczy w dwóch walizkach. Upchnęłam
jakoś ubrania, a resztą rzeczy miał zaopiekować się Gerard. Decyzję o wyjeździe
podjęłam tego samego dnia, którego dowiedziałam się o ciąży. Nie wiem czy to
hormony czy coś zupełnie innego, ale uznałam to za idealne rozwiązanie
sytuacji.
Stałam
na lotnisku w towarzystwie Gerarda i rodziców. Nikt inny nie wiedział o moim
wyjeździe, nikogo nie raczyłam poinformować. Mama płakała, tata powtarzał, że
podjęłam właściwą decyzję, a Geri siedział na jednym z foteli z miną obrażonego
dzieciaka. Nie chciał żebym wyjeżdżała, bo to oznaczało, że znów go
zostawiałam. Tak jak w czasie liceum on przeniósł się do Manchesteru, tak teraz
ja wyjeżdżałam do USA.
Przytuliłam
ich po raz ostatni i przeszłam przez odprawę. Teraz musiałam zdać się tylko i
wyłącznie na siebie.
Bycie
niezależną należało do najprzyjemniejszej części dorosłości. Musiałam wziąć za
siebie odpowiedzialność i wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że musiałam
się przyzwyczaić do świadomości, że musze zaopiekować się jeszcze kimś. Kimś
kto będzie całkowicie zależny ode mnie. Kimś kto zawładnie całym moim światem i
przez niego już nic nie będzie takie samo. Przyzwyczajenie się do takiej myśli
zajęło mi naprawdę dużo czasu. Dopiero gdy zaczęłam dostrzegać zmiany w moim ciele,
takie jak zaokrąglony brzuch, zrozumiałam że to nie jest żart.
Wyjechałam
do Stanów żeby zastanowić się nad moją przyszłością. Nie spodziewałam się, że
już pierwszego dnia poznam przemiłego barmana Bena oraz Molly, którzy wtargnęli
do mojego życia i było to najlepsze co mnie spotkało. Miałam wsparcie Gerarda,
który zaglądał do mnie często, odwołując się Shakirą, która koncertowała w
Nowym Jorku. Ben i Molly byli jednak ciągle na miejscu i miałam z nimi stały
kontakt. Sprawa z Fernando była na tyle poważna, że nie chciałam o tym myśleć,
a co dopiero o tym rozmawiać. Zmieniałam natychmiast temat, gdy ktoś zaczynał o
nim mówić. To mnie niesamowicie drażniło, ale nikogo to nie dziwiło.
Wróciłam
do Barcelony tylko jeden raz podczas ciąży, a mianowicie na ślub Ramony, która
nawet nie chciała słuchać moich wymówek. Postanowiłam, że zrobię się na bóstwo,
mimo że nie czułam się najlepiej i nie miałam ochoty na jakąkolwiek zabawę.
Spakowałam parę rzeczy i pojechałam taksówką na lotnisko, skąd miałam bezpośrednie
połączenie z Barceloną.
Pierwszą
osobą, na którą wpadłam na lotnisku był Sergio Busquets. Zlustrował mnie
podejrzliwie wzrokiem, ale dopiero kiedy posłał mi uśmiech, stwierdziłam, że
nic mi nie szkodzi się z nim tylko przywitać. W końcu nie widziałam go jakiś
czas.
-
Tyle czasu nie dawałaś znaku życia! Co się z Tobą działo, Cat? Wszyscy za Tobą
tęsknią!
-
Ja za nimi też. – odpowiedziałam spokojnie, choć miałam ochotę krzyczeć. Byłam
lekko podenerwowana i naciągałam kurtkę na brzuch, bo nie miałam pojęcia czy
moja tajemnica się już wydała, czy jeszcze nie.
-
Mówiąc „wszyscy” mam też na myśli siebie. – podniósł delikatnie kąciki ust i
złapał moją walizkę, która stała tuż obok mnie. – Gdzie się zatrzymasz?
-
Chyba u Gerarda.
-
Pech. Poleciał do Niemiec do Shaki. Mogłabyś zatrzymać się u… mnie? –
spojrzałam na niego spod byka.
-
To nie jest najlepszy pomysł.
-
Twoja mama wyjechała na weekend z tajemniczym mężczyzną. Wiem o tym od swojej
mamy. Jak widzisz zostawiłem Ci tylko ja. – ruszył do wyjścia ciągnąc za sobą
moją walizkę.
-
Co w ogóle robiłeś na lotnisku?
-
Odprowadzałem… przyjaciółkę na samolot.
-
Tak, tak. Ty i te Twoje „przyjaciółki”. – zdanie to wywołało u nas szerokie
uśmiechy. Zdążyłam się przyzwyczaić do jego „kochliwego” trybu życia.
Hormony,
które od początku ciąży całkowicie rządziły moim całym sprawiły, że zaczynałam
spoglądać na Sergio z zupełnie innej perspektywy. Przyrządzając mi kolację miał
w sobie więcej uroku i seksapilu, niż gdyby stał zupełnie nagi. Zasypywał mnie
różnymi anegdotkami prosto z barcelońskiej szatni. Miałam wrażenie, że się
zmienił. W końcu nie widziałam go od jakiś trzech miesięcy. Dalej nie byłam
pewna czy wiedział o mojej ciąży, więc wołałam od razu o tym porozmawiać.
-
Słuchaj, Sergio. Ty wiesz, że jestem w ciąży, prawda? – spojrzał na mnie
badawczo. – Wiem, że prawie w ogóle nic nie widać, ale to już czwarty miesiąc.
Uznałam… że powinieneś o tym wiedzieć nim… - urwałam zdanie i spojrzałam na
jego świrujące oczy.
-
Nim? – usiadł naprzeciw mnie. – Ojcem jest Llorente?
-
Nie, duch święty. Pewnie, że Llorente.
-
Dlatego wyjechałaś? – skinęłam głową. – Przecież to, że będziesz mieć dziecko
jest wspaniałe! Mogę Ci pomóc w wychowaniu dziecka… to będzie chłopiec czy…?
-
Dziewczynka. - dokończyłam równocześnie z nim.
-
Będzie tak samo piękna jak jej mama. – uśmiechnął się szeroko, na co
odpowiedziałam tym samym. – Pamiętasz, Cate… tamten wieczór? Kiedy wyznałem Ci
moje uczucia? – przytaknęłam. – Wiedz, że ja wciąż to czuję i prawdopodobnie to
nigdy się nie zmieni. Nie jesteś już z Fernando, więc nikt nie stoi nam na
przeszkodzie.
-
Sergio, proszę nie zaczynaj znowu. My nigdy nie będziemy do siebie pasować.
Mamy zupełnie inne charaktery i nigdy się nie dogadamy.
-
Przeciwieństwa się przyciągają. Jestem przekonany, że jesteśmy dla siebie
stworzeni. – gdyby nie moje hormony to zaczęłabym się z nim kłócić i
wyrzuciłabym mu wszystkie żale, które dusiłam w sobie od bardzo dawna. Jednak
stało się zupełnie inaczej. Sergio złapał mnie za dłonie i przyciągnął do
siebie razem z krzesłem, na którym siedziałam. Nie umiałam go odepchnąć. Po
prostu czekałam na jego następny krok.
-
Mała się chyba nie obrazi, że spróbujemy jej dorobić małego brata bliźniaka,
prawda? – zaśmiałam się głośno na jego słowa i wtopiłam w jego usta, które
znajdowały się kilka centymetrów od moich. To niesamowite jak bardzo chciałam,
żeby nie odrywał swoich ust od moich. Czułam się dziwnie, bo zdawałam sobie
sprawę z tego ile przykrości mi wyrządził, ale każdy centymetr mojego ciała
błagał o jego dotyk. Nie chciałam się kłócić sama ze sobą, więc poddawałam się
mu i jego pieszczotom, które wywoływały u mnie skrajne emocje.
To
co było niemożliwe, stało się. Ale chyba gorszą rzeczą było to, że mi się to podobało
i chciałam więcej. Po wszystkim byłam na siebie zła, ale i spełniona z drugiej
strony. Sergio wymknął sięrano na trening, a ja zostałam sama z kacem moralnym
i weselem z którego próbowałam się jakoś wykręcić.
*3 lata później*
Po
wyjeździe do Stanów moje dotychczasowe życie zupełnie się zmieniło. Moje
mieszkanie było większe niż sądziłam, a moimi sąsiadami była śmietanka
towarzyska Manhattanu. Nie mogłam narzekać na mniejszy napływ zainteresowania
niż w Bilbao (wszędobylskie sąsiadki), ale nie czułam się osaczona i to
najbardziej mi się podobało. Elita z Upper East Side upodobała sobie życie na
najwyższym poziomie, którego i ja zasmakowałam. Mieszkanie, a raczej apartament
po dziadku spełniał wszystkie możliwe kryteria luksusu. Był na ostatnim piętrze
wieżowca, a z okien rozprzestrzeniał się widok na Central Park – zdecydowanie
korzystne jeśli chodzi o wychowywanie dziecka.
Fernando
nie odezwał się do mnie ani razu. Sama łapałam się na tym, że wybierałam
odruchowo do niego numer, ale za każdym razem się rozłączałam. Gerard mówił mi,
że Llorente kilka razy o mnie wspomniał, ale raczej przez przypadek, bo potem
na treningu czuł się fatalnie. Ja też nie czułam się z tym najlepiej. Chciałam
mu powiedzieć, ale bałam się jak zareaguje. Im bardziej ciążą była
zaawansowana, tym bardziej się bałam. I im bardziej tkwiłam w tym kłamstwie,
tym bardziej nie umiałam o tym mu powiedzieć.
Dokładnie
27 sierpnia na świat przyszła Hannah Suzanne Morreno, bliżej znana jako Nana.
Była idealna pod każdym względem, ale przede wszystkim była zdrowa. Stała się
oczkiem w głowie każdego, który na nią tylko spojrzał. Szczególnie wujka
Gerarda, dziadków oraz cioci Ramony, która przyjechała ze swoim mężem Carlosem.
Nana
rosła jak na drożdżach. Z dnia na dzień była coraz piękniejsza i nim się
spostrzegłam zdmuchiwała z tortu pierwszą świeczkę. Jej ojciec chrzestny
(Gerard) rozpieszczał ją jak zapowiedział przed jej urodzeniem. Co chwilę
wpadał z wizytą do Nowego Jorku i przywoził małej prezenty. Byłam o to na niego
zła, bo nie można przecież dziecka aż tak bardzo rozpuszczać.
Gerard
zaręczył się z Shakirą, którą wreszcie udało mi się poznać. Była wspaniała i
razem z Gerim tworzyli idealną parę. Nie mogłam się doczekać ich ślubu, bo
miało to być medialne wydarzenie roku.
Fernando?
Hmm, żył z nieświadomością tego, że gdzieś na świecie żyje mała istotka, która
jest naszym dziełem. Najgorsze w tym było to, że mała była do niego strasznie
podobna: miała jego tendencję do kręcenia się włosów oraz te niesamowite
niebieskie tęczówki, które wywoływały u mnie dreszcze. Gerard przyznał mi się
pewnego dnia, że był o włos od powiedzenia mu całej prawdy. Powstrzymał się
jednak, bo wiedział, że tego nie chcę. Sergio przysiągł mi, że nie wypapla
nikomu o mojej ciąży, w zamian za spotkania od czasy do czasu. I tak też było.
Przyjeżdżał co jakiś czas, bawił się z małą i ciągnął mnie do łóżka, gdy tylko Nana
zasypiała. Nie powiem, że mi się to nie podobało, ale zdecydowanie nie byliśmy
parą. Ba! Nie byliśmy nawet przyjaciółmi.
Mała
rosła i nim się spostrzegłam biegała po mieszkaniu jak opętana i starała się wyjść
na każde możliwe krzesło. Była dobrym wspinaczem, ale zdecydowanie lepiej
wychodziły jej upadki. Miała zdolność dobrego słuchania i powtarzania, dlatego
całkowicie musiałam oduczyć się przeklinania, by tego później nie papugowała.
Za to potrafiła mówić pełnymi zdaniami zarówno w języku hiszpańskim, jak i
oczywiście angielskim. A miała niecałe dwa latka!
Za
każdym razem gdy na nią patrzyłam widziałam Fernanda. Wiedziałam, że prędzej
czy później musi dojść do konfrontacji, a bałam się tego jak niczego innego.
Drugie
urodziny to nie byle jakie wydarzenie. Nana dostała pierwszy rowerek od
dziadka, kolejne lalki do kolekcji oraz całą masę pluszaków. Zaprosiłam moich
znajomych, których poznałam w Nowym Jorku m.in. Teda (dziennikarza radiowego). Moja
mała Nana pokochała go od pierwszego wejrzenia, po którym uwielbiała skakać.
Molly i Ben często się nią zajmowali, kiedy miałam coś do załatwienia, więc
siłą rzeczy Nana była do nich strasznie przywiązana.
-
Wiesz Cat, Fernando pytał o Ciebie. Powiedziałem tak jak chciałaś, że mieszkasz
w Acapulco w domu Dolores. – po wyjściu większości gości podszedł do mnie
Gerard. – Dopytywał czy kogoś masz, itp.
-
A co go to interesuje? – wzięłam małą na ręce i usiadłam obok niego.
-
Chodzi o to, że wszyscy za Tobą tęsknią, a Ty wyjechałaś tak bez żadnego
pożegnania. Nie myślisz, że czas wrócić do domu?
-
Teraz tu jest nasz dom. Prawda Nana? – zwróciłam się do córki, która ochoczo
przytaknęła główką.
-
Ja wiem i rozumiem, ale sama mówiłaś, że wyjazd do Stanów jest tylko na jakiś
czas. A minęły prawie trzy lata i wciąż nie powiedziałaś Fernandowi o Nanie.
-
To nie jest takie proste. Na początku zwlekałam, potem urodziła się mała i nie
chciałam, później było już za późno.
-
Nigdy nie jest za późno. – uśmiechnął się do mnie szeroko.
-
Zrobię to, ale jeszcze nie teraz.
-
Jak Nana zacznie pytać o tatę? – spojrzałam w niebieskie oczka, które wbiły się
we mnie z ciekawością. Objęła mnie za szyję swoimi rączkami i wtuliła głowę.
Westchnęłam głośno i musiałam przyznać rację Gerardowi. Trzeba było jakoś
załatwić tę sprawę raz, a dobrze.
Postanowiłam
skoczyć do Hiszpanii na kilka dni. Zostawiłam Nanę pod opieką Molly i
wyleciałam ze Stanów. Na lotnisku w Barcelonie czekała na mnie mama. Po drodze
do domu opowiedziała mi jak sobie radzi sama i muszę przyznać, że dawno tak
szczerze ze sobą nie rozmawiałyśmy. Kiedyś spotykała się z jakimś Diego, ale to
szybko zakończyła, bo nie chciała być znów od kogoś zależna. Stwierdziłam, że
powinna się spotykać z ludźmi, wychodzić na miasto, na randki. To by jej na
pewno dobrze zrobiło. Na podjeździe przy domu rodziny Busquets stał samochód
Sergio. Wiedziałam, że prędzej czy później dowie się o moim przyjeździe, więc
nie zamierzałam się specjalnie ukrywać.
-
Jak Nana? – zapytała mama wchodząc zaraz za mną do domu. Było dziwnie być w
miejscu, gdzie brakowało taty. Wyprowadził się dwa lata temu i zamieszkał w
Bilbao, tam pomagał przy winiarni i doglądał spraw, których nie mogłam
osobiście załatwić.
-
Bardzo dobrze. W tym tygodniu po raz pierwszy poszłyśmy do zoo i bardzo się jej
podobało. Naśladowałyśmy głosy zwierząt i miałyśmy przy tym sporo zabawy.
-
Strasznie szybko rośnie nasza kruszynka.
-
O tak, zdecydowanie za szybko. Jeszcze niedawno temu była niemowlakiem, a teraz
już chodzi.
-
Nim się obejrzysz pójdzie do szkoły, potem na studia. – objęła mnie ramieniem.
– I będzie mieć swoje dzieci.
-
Nawet mnie nie strasz! – zaśmiałam się. Zmieniłam się i to bardzo. Stałam się
bardziej odpowiedzialna, bo w końcu odpowiadałam za Nanę i musiałam mieć
wszystko pod kontrolą. A przynajmniej chciałam mieć.
-
A co z Fernando? – spojrzała na mnie z ukosa.
-
Gerard też mnie męczy. Przyjechałam tu, żeby mu powiedzieć. Żeby powiedzieć
wszystkim, dość udawania, że nic się nie stało, bo stało się. Mam dziecko!
-
Przez trzy lata nie było Cię tu i wiele rzeczy się zmieniło. Geri mnie często
odwiedza i pomaga, gdy tylko jest u rodziców po sąsiedzku.
-
Coś Ci dolega?
-
Nie, nie. Czasami nie ma kto odebrać mi poczty gdy jestem w pracy, a wiesz jaki
nasz listonosz jest. Nie zostawi przesyłki pod drzwiami, tylko musi oddać je w
czyjeś ręce.
-
Na pewno? Wydaje mi się, że trochę spadłaś na wadze. – spojrzałam na nią
uważnie.
-
Wydaje Ci się. Może to przez ten stres związany z rozwodem. Nie chciałam tego,
ale ojciec się upierał.
-
Od dawna wam się nie układało, a teraz masz okazję, żeby zacząć żyć swoim
życiem.
-
Twój ojciec już dawno zaczął. Słyszałam, że spotyka się z jakąś młódką.
-
Co? – zaśmiałam się głośno, bo mój tata nie był typem kobieciarza w żadnym
wypadku. – To na pewno jakieś plotki.
-
Widziałam ich razem i mogę Ci powiedzieć, że ta dziewczyna jest w Twoim wieku.
Twojemu ojcu odbiło na stare lata.
-
A może po prostu zaczął żyć po rozwodzie swoim życiem, tak jak Ty powinnaś?
-
Sugerujesz, że podczas naszego małżeństwa wegetował?
-
Nie, nie. Tego nie powiedziałam. Chodzi mi to, że powinnaś zostawić to
małżeństwo za sobą i rozglądnąć się za kimś. Jesteś jeszcze młoda i na pewno
sobie kogoś znajdziesz.
-
Nie mam ochoty na randkowanie. – naszą rozmowę przerwał nieoczekiwany dzwonek
do drzwi. Mama zostawiła mnie na chwilę, żeby otworzyć i po chwili wróciła w
towarzystwie braci Busquets.
-
Widzieliśmy jak wchodzisz i przyszliśmy, żeby się przywitać. – zaczął starszy. –
Nie wiedzieliśmy, że wracasz do Barcelony.
-
Nie wracam. Przyjechałam na weekend. – podniosłam się z kanapy i podeszłam do
chłopaków. Podałam im rękę, i zrobiłam kilka kroków w tył, żeby utrzymać
odpowiedni dystans.
-
To co słychać? – zapytał młodszy. Zaprosiłam ich do salonu, gdzie usiedliśmy w
trójkę, a mama zniknęła w kuchni, żeby przygotować coś do picia.
-
Mieszkam w Stanach, a tu wpadłam tylko na chwilę. Zarządzam winnicą na
odległość i jakoś sobie ułożyłam życie. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
-
Spotykasz się z kimś? – tak, to pytanie musiał zadać starszy z nich. Zlustrował
mnie wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. – Dobrze wyglądasz.
-
Dziękuję, uznam to za komplement. Nie łatwo było mi dojść do formy po urodzeniu
dziecka, więc to naprawdę miłe co mówisz. – młodszy z braci całkowicie zbladł,
ale na starszym nie zrobiło to żadnego wrażenia, bo doskonale znał prawdę.
-
D-d-z-iecko? Jakie dziecko? – czułam jak młodszy zakrztusza się własną śliną i
nie wie co dalej powiedzieć.
-
Moje dziecko, córeczka Nana. Jest prześliczna, mogę pokazać Ci zdjęcie. –
wyjęłam z torebki portfel, w którym znajdowało się zdjęcie małej. Podsunęłam
chłopakom fotografię i usiadłam z powrotem na swoim miejscu.
-
To wspaniale, Cat. Masz dziecko, wow! – uśmiechnął się młodszy z braci.
Odwzajemniłam mu tym samym i wpiłam wzrok w jego brata, który lustrował zdjęcie
Nany.
-
Śliczna, jak jej mama, ale mówiłem Ci to już milion razy. – oddał mi zdjęcie.
-
Hej, hej. To Ty o wszystkim wiedziałeś? – zapytał go brat.
-
Jasne, że tak. – uśmiechnął się zawadiacko. - Powinniśmy się chyba zbierać.
Jedziemy do Madrytu na trening i pora na nas. – odezwał się po chwili. Odstawił
filiżankę i podszedł do mnie, żeby się ze mną pożegnać. Uścisnął mnie mocno i
pocałował w policzek. W między czasie zaproponował późniejsze spotkanie, na
które nie mogłam się zgodzić. Wytknęłam mu, że jestem tu w interesach (ta,
jasne) i niedługo wracam. Tak czy siak musiał się z tym pogodzić.
*
Trening
reprezentacji Hiszpanii w piłce nożnej rozpoczął się punktualnie o godzinie
czternastej. Wszyscy piłkarze mieli świetne humory i z chęcią przystąpili do
rozgrzewki. Kilku z nich rozśmieszało kolegów do łez, był to m.in. Gerard,
który upodobał sobie uchodzenie za klubowego komika i razem z Pepe Reiną
zasypywali innych żartami i psikusami (takimi jak ściąganie spodenek).
-
Fer, możemy pogadać? – do truchtającego blondyna podbiegł Busquets z miną
zapowiadającą rychłą katastrofę. Ta dwójka nigdy za sobą nie przepadała, a
kiedy między nimi pojawiła się Catalina, uciekali się do wszelakich środków,
żeby dać sobie nawzajem w kość. Ich ostatnia bójka doprowadziła do tego, że
Llorente zerwał z Cat, która w ciągu kilku następnych dni spakowała się i
wyleciała do Stanów. Bardzo tego żałował. Chciał znów z nią porozmawiać, jak za
dawnych dobrych czasów, gdy się przyjaźnili i potrafili przegadać pół nocy.
-
Wiesz, że Cat jest w Barcelonie? – blondyn zatrzymał się na chwilę, by po
chwili kontynuować rozgrzewkę.
-
I co z tego? – pogodził się z tym, że już nigdy jej nie zobaczy. Spotykał się z
wieloma kobietami, ale żadna jej nie dorównywała.
-
Rozmawiałem z nią. Jest jeszcze piękniejsza niż przed wyjazdem. – uśmiechnął
się pod nosem. Sergio uwielbiał wbijać mu szpilkę prosto w serce. Sprawiało mu
to niesamowitą radość, a fakt, że to on jest teraz bliżej Cataliny dodawało mu
skrzydeł.
-
Nie mam zamiaru rozmawiać z Tobą na temat Cataliny. – wyminął go i dołączył do
biegnącego Martineza.
-
Słyszałem kiedyś, że córki odbierają matką urodę. – krzyknął za nim tak, że
reszta mogła go słyszeć. – Catalina jest jednak wyjątkiem, bo zarówno ona jak
jej córka Nana są prześliczne.
Na
stadionie rozległy się znikome szmery głosów piłkarzy, którzy dogadywali się
pomiędzy sobą. Fernando odwrócił się do bruneta, który podśmiewywał się pod
nosem. Bawiła go ta sytuacja, a szczególnie to, że tylko on znał prawdę i mógł
o tym rozpowiedzieć całemu światu. Uwielbiał być w centrum uwagi, bo tylko to
przychodziło mu z łatwością. Przecież łatwo jest budować swoje szczęście, na
nieszczęściu innych.
-
O czym Ty mówisz? – blondyn podszedł do niego bliżej, bo nie chciał robić
widowiska dla swoich kumpli. Za późno. Wszyscy patrzyli na nich z
zaciekawieniem i byli gotowi na to, żeby ich w odpowiednim momencie rozdzielić.
-
Catalina ma córkę Nanę. Myślałem, że wiesz. – Busi wyminął go, ale nie odszedł
daleko, bo został zatrzymany za ramię przez rozjuszonego Llorente. – To już nie
mój problem, że Ci nie powiedziała.
Odszedł
w kierunku szatni z widoczną satysfakcją. Pique podbiegł do Llorente, który
stał jak słup soli. Nie mógł się poruszyć nawet o milimetr, a dobry humor
zastąpiło ogromne zszokowanie i rozczarowanie.
-
Hej, bracie. Musimy pogadać. – pociągnął przyjaciela za ramię i razem zwrócili
się w kierunku trybun. Del Bosque pozwolił im na chwilę przerwy, bo słyszał
wymianę zdań pomiędzy nimi i wiedział, że Fer nie mógłby się na niczym innym
skupić.
-
To prawda co powiedział Busi? – brunet spuścił wzrok. – Powiedz to!
-
Prawda. Ale powinniście chyba to załatwić między sobą, tzn. Ty i Cat. Nie mam
prawa, żeby rozmawiać o tym.
-
Wiedziałeś od samego początku, prawda? – Geri kiwnął niechętnie głową. – I nic
mi nie powiedziałeś? I Ty masz prawo nazywać się moim przyjacielem?!
-
Fer, spokojnie… - położył mu dłoń na ramieniu, ale blondyn szybko ją zrzucił.
-
Jak mam być spokojny?! Wszyscy wiedzieli tylko nie ja?!
-
Nikt nie wiedział, tylko ja i jej rodzice. Dlatego wyjechała, bo nie chciała
żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Nalegałem, żeby wreszcie Ci powiedziała,
bo jesteś ojcem, ale ona nie chciała słuchać. Przyleciała do Hiszpanii za moją
namową, żeby się z Tobą spotkać.
-
Wcześnie. – spuścił wzrok. – Jak wygląda?
-
Nana? Jest prześliczna. Mam jej zdjęcie w szafce, wiele razy je widziałeś.
-
Mówiłeś, że to córka Twojej kuzynki.
-
Przepraszam Fernando. Chciałem być fair wobec Cat, a nie byłem wobec Ciebie.
Masz prawo być na mnie zły.
-
Czuję się jak głupek. – zaśmiał się cynicznie. – Nie miałem prawa wiedzieć? No
powiedz. Chyba ojciec powinien wiedzieć, że gdzieś na świecie jest jego córka,
prawda?
-
Przykro mi, Fer. – Gerard poklepał go po ramieniu i ruszył w kierunku murawy.
Nie wiedział co jeszcze może powiedzieć, jak go przeprosić, ale żadne słowo nie
przychodziło mu do głowy. Dał się wplątać w plan Cataliny i był na siebie o to
zły. Przez niego cierpi Fernando, a mała Nana nigdy nie widziała taty. Ze
złości kopnął z całej siły w piłkę, która bez problemu trafiła do bramki.
Del
Bosuqe wiedział dokładnie, że z dzisiejszego treningu nic nie będzie. Wszyscy
szeptali między sobą, więc kazał im się rozejść. Było mu żal Llorente, którego
traktował jak jednego z synów. Jego mina zdradzała wszystko i psuła humor
reszcie. Poklepał go po ramieniu i kazał opuścić trybuny.
__________________________
Witajcie! Do końca
został jeszcze jeden rozdział, który dodam po koniec tygodnia. Hm no i epilog,
ale muszę go jeszcze jakoś poprawić, bo coś mi w nim nie pasuje. Powiem wam, że
życie studenckie daje mi się we znaki. Chodzę niewyspana i przez to wiecznie
wkurzona ;-) Dobra a teraz wracam do nauki… astronomia <3
PS: przepraszam za
wszystkie błędy! Próbowałam poprawiać, ale w między czasie oglądałam telewizor,
słuchałam muzyki i jeszcze milion innych rzeczy przechodziło mi przez głowę,
stąd te błędy :-)
Czyli co Fernando wie, więc przyjedzie przeprosi i ona do niego wróci? Nie rób tego ! Nie łam serca mi i Busquetsowi. Sergio momentami jest taki słodki, że tylko zjeść, tak jak wtedy kiedy przyleciała do Barcelony i zwierzyła mu się z ciąży, a innymi momentami chyba sam nie wie co robi. Bo wątpię, żeby wiedział, że tym przekazaniem cudownej nowiny nie zranił choć trochę Cat jak i w przyszłości siebie. Bo skoro Llorente juz wie, to tylko kwestia, aż on i Catalina do siebie wrócą. A szkoda... Szkoda, bo widać zarówno Sergio coś do niej czuje jak i ona do niego.
OdpowiedzUsuńPlus wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak mógł siedzieć z zamkniętą buzią przez 3 lata, a otworzył ją dopiero na treningu w Madrycie, podczas gdy ona przebywa w Hiszpanii. Już dla własnego bezpieczeństwa mógł to zrobić jak była w USA. A tak masz Ci babko placek....
Jestem ciekawa, co przygotowałaś w ostatnim rozdziale i będę ubolewać nad zakończeniem tego opowiadania. Musisz bowiem wiedzieć, że było w nim coś specjalnego. Czekam na kolejny.
Pozdrawiam :*
P.S. Mam nadzieję, że po zakończeniu dokonczysz nocny-pociag, a potem kto wie... może cos nowego?
JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ. O ŻESZ W MORDĘ JEŻA!
OdpowiedzUsuńCoś Ty narobiła?! No odkręć to teraz... Biedy Fernando... A Busi tradycyjnie próbuje coś spieprzyć. On to kurde taki inteligentny jak i w rzeczywistości.
Jestem fanką małej Nany. <3 Normalnie się w niej zakochałam! A to podobieństwo do ojca... Mrrrrrr ;33
Czekam na kolejny.
Buziaki. ;*
ojojjj, Jak mała ma oczka po Fernandzie to musi być piękna. Na początku sergio mnie rozwalił 'dorobić braciszka?' haha, padłam :D
OdpowiedzUsuńszkoda, że nie chce z nim być :C
a teraz Fernando się dowiedział, hmm. ciekawa jestem tej rozmowy...
Czekam na nowość :*
W sumie można było na ślepo strzelać, że Llorente w końcu się dowie, ale jednak nie przypuszczałam, że Catalinie uda się tak długo ukrywać przed nim fakt, że ma córkę. I w sumie gdyby nie to, że niektórzy mają za długi jęzor, sprawa dalej mogłaby trwać w niezmienionym kształcie.
OdpowiedzUsuńTeraz wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i bardzo jestem ciekawa co teraz zrobi fernando.
pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
To było oczywiste, że wszystko prędzej czy później się wyda, dziwi mnie jedynie, że faktycznie stało się to tak późno. Dla Fernando musiał to być straszny szok. Szkoda zachowania Sergio, bo jednak Cat powinna powiedzieć mu o tym wszystkim osobiście, tym bardziej, że miała zamiar to zrobić...
OdpowiedzUsuńEpilog? Jaki epilog! Nie denerwuj mnie!
Przy okazji zapraszam na nowy rozdział - http://rok-w-raju.blogspot.com
Teraz szkoda mi Fernando, trochę głupio że Cat nie powiedziała mu o tym wcześniej, no ale cóż. Lepiej późno niż wcale. Przyjechała do Barcelony i chce mu powiedzieć, ale znowu Sergio musiał mu wcześniej powiedzieć, on chyba zawsze do wszystkiego się wtrąca. Chyba taki charakter. No nic, czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńu mnie 7 rozdział - 444-days-in-hell.blogspot.com
OdpowiedzUsuńwww.gunner-love.blogspot.com zapraszam na nowośc
OdpowiedzUsuń30 rozdział na dasein.blog.onet.pl / zapraszam
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział. ;) http://rok-w-raju.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhttp://gunner-love.blogspot.com zapraszam na nowość:)
OdpowiedzUsuń