Fernando jechał samochodem z ogromną prędkością.
Chciał jak najszybciej być w Barcelonie i porozmawiać z Cataliną. Oczekiwał
choć kilku słów wyjaśnień, bo nie pojmował tego, że nie powiedziała mu o tak
istotnym fakcie jak posiadanie córki. Przez całą drogę siarczyście przeklinał i
trzymał mocno kierownicę, przyciskając klakson na innych, którzy jechali według
niego zbyt wolno.
*
Dostałam sms od Gerarda, który ostrzegł mnie o
tym co się stało na treningu i że mam przygotować się na rozmowę z Llorente.
Siedziałam na kanapie czekając, aż przyjedzie. Nie wiedziałam czego mam się
spodziewać, ale po słowach Pique wiedziałam, że rozmowa nie będzie należeć do
przyjemnych.
- Gdzie ona jest? – wszedł do domu mojej mamy i
rozejrzał się dookoła.
- Nie ma jej tu. Jest w Nowym Jorku. –
odpowiedziałam spokojnie. Zaprosiłam go do salonu i podążyłam za nim. Nie
zmienił się przez ten czas. Był jeszcze bardziej atrakcyjny niż wtedy, kiedy go
widziałam po raz ostatni.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć o tym, że mamy
dziecko? Cat, wytłumacz mi to, bo nie rozumiem. – zaczął łapiąc się za głowę.
- Wiem, że jest to ciężkie do zrozumienia, ale w
tamtym momencie uznałam to za najlepsze rozwiązanie. Dowiedziałam się o ciąży,
dzień po naszym rozstaniu. Byłam załamana! Naprawdę nie wiedziałam co mam
począć. Mój tata przekonał mnie do tego, że powinnam wyjechać do USA, żeby tam
zacząć życie na nowo i poukładać to sobie jakoś... Miałam wrócić po kilku
miesiącach, ewentualnie po urodzeniu, ale kiedy Nana pojawiła się na świecie,
nie chciałam już wracać. Wiedziałam, że kiedy Ci o tym powiem, będziesz mieć
pretensje i nie dziwię się temu, bo sama bym miała… Musisz mnie zrozumieć, ta
decyzja była najcięższa w moim całym życiu.
- Mogłaś mi powiedzieć od razu, a nie kłamać
przez trzy lata, że nic się nie wydarzyło. Kiedy Sergio mi powiedział o tym,
myślałem że się przesłyszałem.
- Sergio Ci powiedział?! Nie wierzę… - usiadłam z
powrotem na kanapie.
- Dziś na treningu. Nie wiem, to było jak grom z
jasnego nieba, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą.
- Fernando, jest mi naprawdę przykro, że zaszło
to tak daleko. Powinnam była Ci powiedzieć od razu, uniknęlibyśmy teraz tej
niezręcznej rozmowy.
- Będę mógł ją zobaczyć? – spojrzał na mnie. Miał
te same oczy co Nana i na samą myśl o tym na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Oczywiście. Nana jest bardzo mądrą dziewczynką,
ma dwa latka, a czasami mam wrażenie, że jest o wiele starsza. Uwielbia zakupy
i robienie zdjęć.
- Masz jej jakieś zdjęcia? Widziałem kiedyś
zdjęcie w szafce Gerarda, ale nigdy nie przypuszczałem, że to moja córka. –
zniknęłam na chwilę w sypialni mamy i wróciłam z dwoma obszernymi albumami.
- Tutaj uczy się nowych słów po hiszpańsku, a tu
gdy po raz pierwszy wyszłyśmy na spacer.
- Musiało być Ci ciężko? – spojrzał na mnie, na
co ja pokiwałam przecząco głową. – Wiem, Ty zawsze dajesz sobie świetnie radę.
- Nie o to chodzi. Moi przyjaciele mi pomagali,
teraz np. Nana jest z Molly, moją przyjaciółką. Wszyscy mnie wspierali, więc
nie miałam problemu z tym, żeby gdzieś wyjść.
- Chciałbym ją zobaczyć na żywo.
- Przyjedź do nas do Stanów. A właśnie… mam
gdzieś płytę z nagraniem jak Nana stawia pierwsze kroki! Zaraz ją poszukam. – i
nagle pochłonęliśmy się w rozmowie na temat naszej córki. Naszej! Nie miał do
mnie pretensji i wypytywał o wszystkie szczegóły z życia malutkiej. Był
wszystkiego ciekaw, a ja na wszystkie pytania odpowiadałam wyczerpująco i
dodawałam różne anegdoty.
Kiedy obejrzeliśmy już wszystkie możliwe zdjęcia
i pokazałam wszystkie filmiki z udziałem Nany, Fernando wyszedł zostawiając
mnie z mamą. Była ze mnie dumna, że potrafiłam się z nim dogadać. Ba! Sama
byłam z siebie dumna! I to jak jasna cholera.
Po powrocie do Stanów czekałam na przyjazd
Fernando. Nie wiem, ale chyba liczyłam po cichu na to, że się zejdziemy. Wiem,
że to nie jest osiągalne, przynajmniej nie teraz, ale mimo to robiłam sobie
nadzieje. Molly i Ted, namawiali mnie do tego, żebym skończyła o tym myśleć i
zaczęła rozglądać się na kimś innym. Mimo, że minęły trzy lata nie potrafiłam
przestać o nim myśleć. Moje uczucia podczas naszego związku nie były na takim
etapie, jak teraz. Chyba dojrzałam od tamtego czasu i to nawet bardzo.
Fernando kiedy po raz pierwszy raz zobaczył Nanę
był tak onieśmielony i zaskoczony, że nie umiał wypowiedzieć z siebie ani jednego
słowa. Mała miała zdolność rozkochiwania w sobie, więc od razu podbiegła do
niego i mocno go przytuliła. Może podświadomie przeczuwała, że jest kimś więcej
niż zwykłym znajomym mamy. Nie schodziła z jego kolan przez cały wieczór i
grzecznie bawiła się misiami, które od niego dostała. Obserwowałam ich z końca
pokoju i uśmiechałam się pod nosem, bo jeszcze nigdy nie widziałam Nany tak
radosnej. Uśmiechała się od ucha do ucha i to zdecydowanie sprawiało mi radość.
Fernando nie był gorszy. Widać, że pokochał córkę od pierwszego wejrzenia i nie
chciał się z nią rozstawać. Byli do siebie tak podobni, że przez moment nie
mogłam ogarnąć tego, aż jak bardzo.
- Nie chciałybyście przyjechać kiedyś do Bilbao?
– zwrócił się do mnie kładąc małą na puszystym dywanie, gdzie zaczęła od razu
układać klocki.
- Kiedyś na pewno przyjedziemy. Może na święta? –
oparłam się o framugę drzwi i spojrzałam w jego błękitne tęczówki.
- Chciałbym, żebyście były bliżej. Nie chcę
stracić już ani jednego dnia z życia Nany. Catalino, bardzo mi na tym zależy. –
stanął blisko, tak że nie mogłam skupić się na czymkolwiek.
- Fer, zobaczymy jeszcze. Przyjechałeś i dziś
poznałeś małą. Nie mogę zmieniać jej życia tak po prostu. Ona ma tu swój dom,
jest przyzwyczajona do Nowego Jorku.
- Chcesz znów ją ode mnie odsunąć? Wiesz to nie
jest fair. Wyjechałaś i nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży. A teraz znów
próbujesz ją ode mnie odciągnąć.
- To nie tak! Chcę, żebyście mieli kontakt i na
pewno nie zabronię Ci się z nią spotykać. Muszę przemyśleć to czy chcę wrócić
do Hiszpanii i tyle.
- Dobrze, nie kłóćmy się. – uśmiechnął się
uroczo. – Jesteśmy rodzicami, wow. Nie mogę w to nadal uwierzyć.
- Ja uwierzyłam dopiero wtedy kiedy urodziła się
Nana. Wcześniej takie coś nie przyszło mi nawet do głowy. – odpowiedziałam tym
samym. Wróciliśmy do bawiącej się Nany, która na nasz widok uśmiechnęła się
szeroko.
To czy chciałam wrócić do Hiszpanii czy nie, było
kwestią sporną. Szczególnie jeśli chodzi o rodziców, Gerarda i oczywiście
Fernanda. Oni chcieli i nalegali, żebym wróciła, ale z drugiej strony miałam
Molly i Teda. Ci drudzy na wieść o tym, że myślę o przeprowadzce kategorycznie
mi zabronili. Musiałam myśleć tylko o Nanie i o jej dobrze. Wiedziałam, że
byłaby szczęśliwa będąc blisko ojca, ale czy ja też bym była? Zaczął się
spotykać z dziewczyną o imieniu Maria i szczerze powiedziawszy nie chciałam
oglądać ich razem. Zaczęłam robić sobie nadzieje, że możemy do siebie wrócić. A
tak naprawdę nie zauważyłam tego, że on ma prawo spotykać się z kimś innym. Ja
zresztą też, ale nigdy się za nikim nie rozglądałam. Owszem chodziłam na
randki, ale zawsze okazywało się niewypałem. Wolałam więc unikać ich jak ognia.
*
Po kilku tygodniach rozłąki przez trasę
koncertową, Gerard i Shakira wreszcie mogli się spotkać i pobyć ze sobą dłużej
niż tylko kilka godzin. Zamknęli się w mieszkaniu piłkarza i ciszyli swoim
towarzystwem. Nie było końca różnorakich obietnic, że będą się widywać częściej
niż do tej pory, ale wiadomo, że takie obietnice nie miały prawa się spełnić.
Shakira musiała koncertować i spotykać się z fanami, natomiast Gerard miał klub
i reprezentację z którą podróżował.
- Muszę jakoś ściągnąć Cat i Nanę do Hiszpanii.
Tylko nie wiem jak! – Shakira spojrzała na niego zaskoczona. – No co? Jestem
ojcem chrzestnym i chciałbym widywać się z małą częściej niż raz na kilka
miesięcy.
- Musisz porozmawiać z Cataliną, to od niej
zależy. A rozmawiała z Fernando?
- Tak i powiem Ci, że wszystko jest na dobrej
drodze. Llorente chodzi uśmiechnięty od ucha do ucha i wszystkim chwali się
jaką to ma piękną córeczkę. Był ostatnio w Stanach i po raz pierwszy ją
zobaczył. Cat dzwoniła do mnie i powiedziała, że to był piękny widok: widzieć
Nanę z ojcem.
- Mała musi znać ojca i potrzebuje go do rozwoju.
Cat powinna pomyśleć przede wszystkim o jej dobru, a nie o swojej wygodzie.
- A myślisz, że tego nie robi? Cały czas o niej
myśli. Ja na jej miejscu miałbym mętlik w głowie.
- Zgadzam się, ale powinna wrócić do Hiszpanii. W
końcu tu ma dom, przyjaciół. Nana byłaby blisko ojca i to wszystkim wyszłoby na
dobre.
- Masz jakiś pomysł, żeby ją tu sprowadzić? –
spojrzał na ukochaną rozbrajającym wzrokiem.
- Musimy coś wymyślić. Kochanie, znając Twoje
szalone pomysły już niebawem Cat wróci do Hiszpanii. - zaśmiała się głośno.
- A gdyby postawić na coś normalnego? Po prostu
dowiem się kiedy Fer ma mecz i zaproszę na niego dziewczyny. Gdy on zobaczy je
na stadionie będzie je błagać, żeby zostały, a Cat nie będzie mieć wyjścia i
się zgodzi?
- Można tak spróbować. Ale jeżeli to nie wypali
to wymyślimy jakąś chorobę, albo coś z winnicą, np. że upada… – Kolumbijka
ponownie zaśmiała się głośno i objęła ramionami piłkarza. Ten pocałował ją w
nos i uśmiechnął się szeroko.
*
Po wyjeździe Fernanda, zdałam sobie sprawę, że
zaczynam za nim bezwiednie tęsknić. Zaczęliśmy rozmawiać przez skype, żeby mieć
częstszy kontakt, ale to nie zastąpiło kontaktu na żywo. Miałam wrażenie, że
znów coś zaczęło się między nami dziać, ale nie mogłam tego określić słowami.
Gerard wysłał mi sms o meczu, który miał się
odbyć w Bilbao, na który serdecznie mnie zaprasza. Nie byłam nigdy zwolenniczką
piłki i nie chciałam zabierać Nanę na stadion, pełen głośnych i pijanych
kibiców, którzy krzyczeliby wprost do jej ucha. Pique jednak nalegał na
przyjazd, odwołując się tym, że byłoby miło gdybym pojawiła się w dniu urodzin
Fernando z małą Naną. To miał być dla niego najlepszy prezent pod słońcem.
Co miałam zrobić? Kłócić się z nim o to i zrobić
mu na przekór? Chciałam zrobić przyjemność Fernandowi, a jeżeli pojawienie się
małej Nany miało tym być, stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia.
Spakowałam mnóstwo rzeczy, bo nie wiedziałam
czego mam się spodziewać po tej podróży, a wolałam mieć wszystko przy sobie. Z
dwoma obszernymi walizkami pomógł mi Ted, który wykazywał nadzwyczajną chęć do
pomocy, a małą Nanę wzięłam na ręce. Pojechaliśmy na lotnisko JFK taksówką,
którą bez problemu złapaliśmy po wyjściu z wieżowca.
- Tylko pamiętaj o nas. Będziemy na was czekać. –
Teddy przytulił mnie mocno i pocałował w policzek. – W Nowym Jorku masz dom.
- Będę o tym pamiętać, o was zresztą też,
matołku. – uśmiechnęłam się szeroko, gdy Teddy bawił się z Naną.
- Hannah, masz kazać mamie wrócić do wujka Teda,
dobrze? – malutka zaśmiała się głośno i pokiwała główką, choć mogę przysiąc, że
nie miała pojęcia o czym do niej mówi. Pomachałyśmy Tedowi i zniknęłyśmy w
długim korytarzu prowadzącym do odprawy.
Lot był długi, ale podświadomie cieszyłam się, że
wreszcie spotkam się z przyjaciółmi i rodziną. Na lotnisku w Bilbao czekał na
nas Gerard i Cesc, którzy na nasz widok podbiegli do nas z otwartymi szeroko
ramionami.
- Daj mordeczkę! – Geri od razu wziął na ręce
Nanę, a ja wtuliłam się w ramiona Cesca. Tak dawno go nie widziałam! Dopiero
teraz poczułam jak za nimi tęskniłam.
- To będzie niespodzianka stulecia! Już widzę
minę Fernanda! – zaśmiał się Gerard ciągnąc mnie za jedną rękę do wyjścia, a
drugą trzymając Nanę. Biedny Cesc złapał obie wielkie walizki i podążał za nami
wolnym krokiem. Wsiedliśmy do samochodu Gerarda i podjechaliśmy do mojego domu,
gdzie zastaliśmy tatę. Przywitał nas szeroko rozłożonymi ramionami i
przedstawił nam swoją nową partnerkę. Teraz dopiero stwierdziłam, że mama nie
przesadzała mówiąc, że nowa kochanka taty jest młoda. Mogłam zauważyć, że była
nawet ode mnie młodsza, ale to tylko mały szczegół. Przebrałam małą w coś
wygodniejszego, żeby mogła bez problemu biegać po całym domu i robić hałas.
- Mam coś dla małej! – Geri klasnął w ręce i
zniknął na chwile na zewnątrz, by wrócić z ozdobną torebką.
- Gerard, mówiłam Ci, żebyś nie kupował nic
Nanie. Za bardzo ją rozpieszczasz! – zaglądnęłam do środka i zobaczyłam
biało-czerwoną koszulkę, którą od razu wyjęłam. Była to koszulka Athletic
Bilbao z uroczym napisem na plecach „Papi”. Spojrzałam zeszklonymi oczami na
Gerarda, który widząc moją minę zaśmiał się głośno.
- Nie podoba Ci się?
- Jest cudowna! Nana będzie w niech pięknie
wyglądać. Nana! Chodź tu do mnie! – mała przybiegła podtykając się o własne
nogi i wpadła na Cesca, który podniósł ją na ręce i usiadł obok mnie. Z jego
drobną pomocą założyłam jej koszulkę, w której wyglądała zabójczo.
- Teraz Fernando padnie. Mówię wam to! – tata
objął swoją dziewczynę w pasie i przyglądał się swojej małej wnuczce, która
uciekła z kolan Cesca i biegała w swojej nowej koszulce. Mieliśmy niecałe dwie
godziny do meczu, więc nie musieliśmy się spieszyć. Wypiliśmy jeszcze kawę,
którą przygotowała nam Maria i byliśmy oczywiście zajęci wszędobylską Hanną.
Na stadion zajechaliśmy z małym opóźnieniem. Po
pokazaniu swoich biletów zajęliśmy swoje miejsca na trybunach, tuż nad ławką
rezerwowych drużyny Athletic Bilbao. Siedziałam pomiędzy Gerardem i Cesciem,
którzy na zmianę trzymali na kolanach Nanę. Mała była wszystkiego ciekawa, bo
po raz pierwszy była na stadionie i obserwowała wszystko bardzo uważnie. Gerard
szepnął mi na ucho, że wysłał sms Fernandowi o tym, że ma dla niego
niespodziankę, a on odpisał, że może przyjść dopiero po meczu.
Oglądaliśmy mecz z wielkim zaangażowaniem i
głośno reagowaliśmy na każdy gwizdek sędziego, aut, faul czy inne tego typu
zagrania. Nana skakała po Gerardzie, ale widać, że nie przeszkadzało mu to w
żadnym wypadku. Kilka osób pytało czy to jego dziecko, a on odpowiadał, że „nie,
ale czuje się jak jej ojciec”. Cesc natomiast rozpowiadał, że to jego
„siostrzenica”. Celebrowałam każdą minutę spędzoną z nimi, bo nie wiedziałam
czy to się jeszcze powtórzy.
Kiedy Fernando zdobył pierwszego gola dla swojej
drużyny wszyscy krzyczeliśmy z radości. Całe trybuny oszalały, tak jak
piłkarze, którzy zaczęli się rzucać na Fernanda. Kiedy drugą bramkę zdobył
Martinez, wiedzieliśmy, że wygramy i ostatnie minuty meczu świętowaliśmy już
zwycięstwo.
Kiedy sędzia odgwizdał koniec meczu, Fernando
wbiegł na trybuny i podbiegł do machającego w jego stronę Gerarda – nikt by go
nie ominął, bo darł się jak głupi. Llorente przedostał się pomiędzy fotelami i
zobaczywszy naszą dwójkę złapał się za głowę. Przecisnął się bliżej nas i
przytulił mnie mocno.
- Nie spodziewałem się zobaczyć was tutaj! –
pocałował mnie w skroń i złapał Nanę, którą podał mu Cesc. Pocałował ją i kiedy
wyraziłam zgodę na to, żeby zabrał ją na murawę, zbiegł z nią po schodkach ku
uciesze kibiców. Wbiegł na trawę i zaczął się chwalić córeczką swoim
przyjaciołom. Ci mu gratulowali i zabawiali małą, która czuła się trochę obco w
takim miejscu, ale czuła się bezpiecznie na rękach swojego taty. Kibice bili
brawa i powoli opuszczali stadion.
Siedziałam z mokrymi od łez policzkami i
obserwowałam ich poczynania. Byłam wzruszona i zarazem szczęśliwa. Fernando był
wspaniałym ojcem, który chwali się swoją córeczką przed całym światem i dopiero
wtedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę mu tego odebrać. Nie mogę mu JEJ
odebrać.
Kiedy trybuny opustoszały i zostaliśmy na nich w
trójkę, zeszliśmy na dół do Fernanda. Jako, że byłam z dwójką piłkarzy mogłam
liczyć na to, że wpuszczą mnie do szatni, gdzie zniknęła cała drużyna. Fernando
trzymał Nanę na rękach i opowiadał swoim kumplom jaka jest wspaniała. Stanęłam
obok niego i poczułam jak obejmuje mnie wolną ręką w pasie. Po raz pierwszy w
życiu poczułam, że naprawdę mam rodzinę. Nietypową, ale moją własną. Którą
chciałam chronić, kochać i mieć przy sobie. Wyjazd do Stanów nagle przestał
mnie interesować.
Postanowiłam zostać w Hiszpanii. Na dobre.
oooooooooooo końcówka optymistyczna! <3
OdpowiedzUsuńA jednak 'normalny pomysł' Geriego wypalił ;D
Całe szczęście! No, bo Catalina od razu powinna postawić się w stronie Llorente. Ona także chciałaby mieć swoje dziecko blisko przy sobie, gdyby to Fernando mieszkał z małą w Stanach.
Cieszę się, że ich kontakt się polepszył i na nowo odbudowują relacje!
A nuż może jeszcze coś z tego wyjdzie! ;D
Pozdrawiam ;*
O BOŻE, ROZMARZYŁAM SIĘ!
OdpowiedzUsuńWariatko moja kochana! <3 Jesteś niesamowita. Aż łezka zakręciła się w oku. Nie wierzę, że napisałaś coś tak fenomenalnego! Jestem zachwycona. Kocham Cię, normalnie! :*
końcówka słodka i lekko wzruszająca. :) Ale, ale... Czy to znaczy ze Cat zostanie w Bilbao? A co z tym łobuzem Sergio?
OdpowiedzUsuńNo i podobnie jak Kate cieszę się, że normalny pomysł Geriego wypalił. :)
Pisz kolejny i wyjaśnij w nim kwestie z Sergio... Proszę :)
Ahhh, czytałam jednym tchem! Pięknie to wszystko opisałaś,ale jedna niejasność, to Cat będzie z Llorente?
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam minę Fernanda jak zobaczył córkę na stadionie, z koszulką Bilbao...
Słodkie.
Czekam <3
http://bloem-van-de-liefde.blogspot.com/ zapraszam na kolejny odcinek ;)
OdpowiedzUsuńu mnie 8 rozdział, a widzę, że też coś dodałaś, jutro poczytam ; * / 444-days-in-hell.blogspot.com
OdpowiedzUsuń